"Ostatnie prosecco hrabiego Ancillotto" [recenzja]: Zbrodnia po śmierci

Kadr z filmu "Ostatnie prosecco hrabiego Ancillotto" /materiały prasowe

Samobójstwo z butelką wiekowego prosecco - na cmentarzu, na grobie bliskich, ku czci rodziny i tradycji. Taki jest punkt wyjścia historii maleńkiego miasteczka we Włoszech, w którym nagle zaczynają ginąć ludzie. "Ostatnie prosecco hrabiego Ancillotto" to obrazek skrojony od linjki. Kryminalna fabuła, a w tle współczesne Włochy i tradycje, których nie warto łamać. Najważniejsza będzie zemsta, ale jej powód pozostanie niewyjaśniony aż do zaskakującego finału.

Antonio Padovan stara się opowiedzieć historię małej społeczności, dla której najważniejsza jest produkcja wina. Winnice to bogactwo, którego nie można przeceniać. O drzewa trzeba dbać, podobnie jako o wino. Mieszkańcy miasteczka doskonale o tym wiedzą. Wśród nich wyróżnia się hrabia Ancillotto (Rade Šerbedžija). Tylko on ma możliwości, żeby walczyć z postępem technologicznym i zanieczyszczeniem środowiska. Po jego samobójstwie następuje seria zgonów. Wtedy na placu boju pojawia się detektyw Stucky (Giuseppe Battiston), który ma przywrócić porządek w okolicy.

Reklama

W "Ostatnim prosecco..." toczą się dwie historie. Z jednej strony wątek kryminalny, który łączy lokalne Bractwo Prosecco, polityków, winnicę i zabójstwa. Z drugiej - opowieść o żałobie i przywiązaniu do swojego miejsca pochodzenia.

Stucky to lokalny fajtłapa policyjny. Może to za mocne słowa, ale generalnie nikt nie wierzy w dobrodusznego detektywa. Nawet on wątpi w swoje możliwości. Nadal nosi w sobie traumę rodzinną związaną ze śmiercią ojca. Na co dzień mieszka z ekscentrycznym wujem. Próbuje coś zrobić ze swoim wyglądem, zachowaniem, ale nie potrafi wyjść z przysłowiowego dołka. Sprawa hrabiego i tajemnicze zabójstwa to jego los na loterii - przede wszystkim w walce o samego siebie.

Padovan nie stara się zrealizować obrazu, który byłby jakkolwiek przełomowy w historii współczesnej kinematografii. Momentami chyba nie ma pojęcia, co jest dla niego ważniejsze - wątek przestępczy, czy opowieść o powrocie do rodzinnego domu i ziemi przodków. Na pewno czuć w "Ostatnim prosecco..." inspiracje "Bezdrożami" Alexandra Payne’a, choć nie udało się oddać atmosfery tej części Włoch.

Oczywiście najciekawszą postacią całej układanki jest miejscowy outsider, który od początku wieszczy, że samobójca mści się zza grobu i nie warto z nim zadzierać. Oprócz niego tak naprawdę w "Ostatnim prosecco..." nic nie jest w stanie zaskoczyć widza chociażby na minutę. Suspens nie ma tu żadnego zastosowania, choć przypominam trup ściele się gęsto, jak na taki "familijny" obrazek.

6/10

"Ostatnie prosecco hrabiego Ancillotto" (Finché c'è Prosecco c'è speranza), reż. Antonio Padovan, Włochy 2017, dystrybutor: Aurora Films, premiera kinowa: 6 lipca 2018 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy