"Opiekun" [recenzja]: Ten ostatni

Tim Roth w filmie "Opiekun" /materiały dystrybutora

Dla niego nie ma rzeczy niemożliwych. Słowo "nie" po prostu nie istnieje. Jest w stanie zrobić wszystko dla swoich "ukochanych". David jest kimś w rodzaju superbohatera, który nie cofnie się przed niczym, aby tylko "uratować" swoich podopiecznych. Jego misja polega na pomaganiu w tym ostatnim etapie życia, kiedy tak naprawdę nikt nie jest w stanie już nic zrobić. Rodzina nie za bardzo odnajduje się w sytuacji. Pojawia się wstyd, ograniczenie kontaktu i potworny smutek.

"Opiekun" w reżyserii Michela Franco to film o strażniku odchodzenia - tym, który jest do samego końca. I choć w ten właśnie sposób zarabia na życie, liczy się przede wszystkim jego bezgraniczne oddanie. To David jest tym ostatnim. 

Film Franco to historia kilku kolejnych biografii ludzi, którzy powoli odchodzą z tego świata. Tematem głównym jest terminalna choroba, niepełnosprawność i w konsekwencji nieunikniona śmierć. David (Tim Roth) stara się przygotować każdą kolejną osobę na ten ostateczny moment. Bynajmniej nie pełni funkcji kaznodziei. Jest po prostu pielęgniarzem, który opiekuję się ciężko chorymi ludźmi w momencie, kiedy nikt z bliskich nie jest już w stanie im pomóc.

Reklama

David za każdym razem daje z siebie wszystko - staje się członkiem rodziny, najbliższym przyjacielem, ukochanym, tym, któremu można zaufać. Cierpi po śmierci Sarah, nie może patrzeć na cierpienia Johna, próbuje za wszelką cenę pomóc Marcie. Czasami popełnia błędy. Zdarza się, że bliscy chorych mają mu za złe zbyt "bliski" kontakt. Sam pozostaje w cieniu. Podgląda młodą dziewczynę, ogląda kompulsywnie jej profil na Facebooku. W końcu jego biografia staje częścią tej specyficznej sagi o powolnym umieraniu.

W "Opiekunie" chodzi o stworzenie sytuacji filmowej obserwacji uczestniczącej. Życie poszczególnych bohaterów, które toczy się w cieniu Davida, to studium powolnego odchodzenia. Każda czynność jest niezwykle ważna. Wszystkie są bardzo intymne. Franco buduje relacje pomiędzy opiekunem i jego "bliskimi" w sposób wręcz chirurgiczny. Punkt po punkcie widać, jak w mgnieniu oka zbliżają się do siebie ludzie, którzy jeszcze przed chwilą byli sobie obcy. Choroba jest elementem spajającym relacje. Człowiek z zewnątrz staje się ważniejszy niż najbliżsi.

Michel Franco unika w swoim filmie pretensjonalności i melodramatyzmu. Historia opiekuna - obserwatora odchodzących jest bardzo wyważona, momentami wręcz zimna. Biografie chorych przejmują narrację Davida. Jego życie przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Oczywiście do czasu.

"Opiekun" przypomina inne filmy o ostatnich momentach życia: "W stronę morza" Amenabara i "Sesje" Lewina, choć wtunajważniejsza wydaje się być jednak relacja między chorym i opiekującym się. Ten specyficzny, intymny związek może przybierać bardzo różne formy, co w konsekwencji łączy się również z nadal tabuizowanym tematem eutanazji. Franco nie ucieka od tych wątków, ale też nie zajmuje jasnego, konkretnego stanowiska. Biografia opiekuna to osobna historia, która opiera się na mechanizmie dopasowania do "pacjenta". Ten ostatni - superbohater - nie walczy nigdy o samego siebie, ale o tych, których pragnie uratować.

8/10

"Opiekun" [Chronic], reż. Michael Franco, Meksyk, Francja 2015, dystrybutor: Gutek Film, premiera kinowa: 29 kwietnia 2016

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy