Lubię takie niespodzianki. Idąc na film Hallie Meyers-Shyer, obawiałem się, że może to być kolejna głupiutka amerykańska komedia, która pretekstową fabułą i niezbyt wyszukanymi żartami rozmieni na drobne ważny temat za jaki się bierze. Tyle, że w "Ojcu roku" (2024) naprawdę o coś chodzi. I choć w istocie jest to komedia, to raczej z gatunku tych słodko-gorzkich. A nawet, co chyba było dla mnie największym pozytywnym zaskoczeniem, refleksyjnych i szczerze wzruszających.
Rozpieszczone dziecko zaklęte w ciele sześćdziesięcioletniego mężczyzny o aparycji Michaela Keatona. Mentalność bliższa bohaterowi "Beetlejuice Beetlejuice" (2024), w którego całkiem niedawno wcielił się amerykański aktor, niż tytułowemu ojcu roku. Nie trzeba psychologa, by głównego bohatera filmu Hallie Meyers-Shyer, niejakiego Andy'ego Goodricha określić mianem osobowości narcystycznej. Mimo dwóch żon (dla porządku - obecnej i byłej) oraz trójki dzieci z obu małżeństw mężczyznę najbardziej interesuje on sam. Może jeszcze sztuka, za sprawą prowadzonej przez niego od wielu lat butikowej galerii, ale w zasadzie wychodzi na jedno. Bo Goodrich właśnie przez sztukę i pracę się definiuje.
To równanie dalej pewnie pozostałoby niezmienne, gdyby nie pewien nocny telefon, jaki Andy odbiera w scenie otwierającej film. A dzwoni żona (obecna), która pragnie poinformować mężczyznę, że wspólne łoże zamieniła właśnie na trzymiesięczny pobyt w klinice odwykowej. A tak na marginesie, od niego odchodzi. Fakt, że Andy jest jedyną osobą, jaka nie dostrzegła problemów kobiety z nadużywaniem leków, a było to widoczne dla dziewięcioletnich bliźniaków czy dorosłej córki (w tej roli Mila Kunis) mężczyzny z pierwszego małżeństwa, wiele mówi o dynamice rodzinnych relacji. I tym na czym, do tej pory skoncentrowany był bohater, czyli na sobie.
Zawiązanie akcji ustawia całą dynamikę dalszej historii, skupionej wokół przechodzenia przez Andy’ego kolejnych kręgów piekła, czyli rodzinnych obowiązków. Od świadomości tego, na co uczulone jest własne dziecko, przez zostawianie szklanki z wodą na szafce nocnej przed snem, po szkolne zebrania i zdobycie kostiumów na Halloween. Błaznowanie nic tu nie pomoże, zwłaszcza że początkowa niemoc mężczyzny błyskawicznie zdemaskowana zostanie przez rezolutną córeczkę. A skoro o nich mowa, to jest w filmie Meyers-Shyer jeszcze jedna, interesująca płaszczyzna. Wyrzut sumienia, owoc wieloletnich zaniedbań, czyli relacja Andy’ego z jego dorosłą, będącą obecnie w ciąży Grace.
"Ojciec roku" (choć niedługo także dziadek) to opowieść o dojrzewaniu dojrzałego człowieka. O popełnianiu codziennych, rodzicielskich błędów o wiele lat za późno. O radykalnej zmianie priorytetów, bo w swojej filozofii życia zabrnęło się już tak daleko, że nie ma miejsca na żadne półśrodki. Bohater grany przez Keatona robi to pokracznie, nadekspresyjnie, mając widoczną trudność ze stopniowym oddawaniem pola i koncentracją uwagi na kimś innym niż jedynie on. Dostaje mu się za to solidnie od reżyserki, a jednocześnie autorki scenariusza, jako reprezentantowi starego ładu.
Mężczyzn, którzy zapewniają rodzinie byt i nic więcej w tej materii ich nie interesuje, zrzucając wszystkie domowe oraz rodzicielskie obowiązki na kobietę. Bez względu na to, czy ona również ma w planach realizować się zawodowo. Na to, że można inaczej dowodem jest partner Grace i przyszły ojciec jej dziecka. Opiekuńczy, żywo nią zainteresowany, pomocny, stawiający potrzeby chwili ponad swoje. Choć dla Andy'ego stanowiący początkowo synonim nerda i nudziarza.
I choć każdy de facto punktuje tu bohatera, od reżyserki, przez dorosłą córkę po kilkuletnie bliźniaki, jest w tym więcej sympatii i troski niż złych emocji. Przemiana Goodricha to głos za partnerstwem w związku oraz dzieleniem się odpowiedzialnością. Trudno się z tym nie zgodzić, podobnie jak ze zdaniem, które Andy wypowiada, przygotowując dla dzieci swoją firmową kolację: "Gluten jest pyszny".
7/10
"Ojciec roku" (Goodrich), reż. Hallie Meyers-Shyer, USA 2024, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa: 25 października 2024 roku.