Nie od dziś wiadomo, że siłą napędową popularnej animowanej serii studia Illumination, którą pokochali młodsi, ale i starsi widzowie (sam jestem tego przykładem!), są pocieszne żółte stwory w kształcie Tic Taca, co rusz pakujące się w kolejne tarapaty. I choć ich bezładną paplaninę trudno w ogóle zrozumieć, a żart nie jest zwykle najwyższych lotów, pozostają przez cały czas szalenie zabawne. Tyle że chyba zapomnieli o tym sami twórcy, bo w nowej odsłonie popularnej serii, Minionków jest akurat jak na lekarstwo. I tu zaczynają się problemy.
- Nowa część kultowej serii, którą uwielbiają zarówno dzieci, jak i dorośli.
- Film ukazuje superzłoczyńcę Gru, którego rodzina się powiększa. Do bohatera i jego żony Lucy oraz córeczek - Margo, Edith i Agnes - dołącza Gru Junior. Nie jest on jednak spokojnym maluchem i mocno daje się we znaki swojemu tacie. Jednocześnie na horyzoncie pojawiają się nowi przeciwnicy - Maxime Le Mal i jego dziewczyna Valentina... Nie zabraknie szalonych zwrotów akcji oraz charakterystycznego, przewrotnego humoru, czyli znaku rozpoznawczego serii o Minionkach.
Zastanawiałem się, czy to aby przypadkiem nie moja fanaberia i czy po prostu nie przywiązałem się przez te lata zbyt mocno do osobliwego żółtego gangu. Jednak gdy po projekcji od jednego z młodych widzów padło w kierunku rodzica pełne wyrzutu pytanie: "Gdzie te Minionki?!", doszło do mnie, że chyba jednak jest coś na rzeczy. I to nie wyraźnie zakłopotany całą sytuacją mężczyzna powinien się tłumaczyć swojej pociesze, a raczej twórcy filmu na czele z reżyserem Chrisem Renaudem.
W centrum najnowszej opowieści zdecydowali się oni postawić Gru oraz jego familię. Dawnego arcyłotra, który swoje zawodowe ambicje oraz zbrodnicze zapędy poświęcił na rzecz rodziny, stabilizacji i... programu ochrony świadków. Tak się bowiem złożyło, że ten zdolny absolwent prestiżowej Szkoły Złoczyńców, człowiek siejący dawniej zniszczenie i pożogę, na skutek nierozwiązanego konfliktu z przeszłości, poszedł na współpracę z policją. A w konsekwencji zmienił tożsamość, miejsce zamieszkania i aktualnie próbuje dostosować się do nowych okoliczności, prowadząc spokojne, stateczne życie niczym wzorowy obywatel. C’est la vie.
No dobrze, ale wróćmy do kluczowego pytania - gdzie w tym wszystkim Minionki? Spieszę z odpowiedzią - w tle. Bo już nawet nie na drugim planie, jak to zwykle bywało w poprzednich odsłonach serii. Nie dość, że jest ich tym razem znacznie mniej, to jeszcze tracą wiele ze swojego naturalnego uroku i wdzięku. A to za sprawą, niepotrzebnych chyba, popkulturowych zapędów twórców animacji, którzy postanowili wpleść w to dodatkowo parodię motywu superbohaterskiego. Niby wciąż humor bazuje na sytuacyjnych żartach, wynikających w dużej mierze z niezdarności żółtych stworów, ale czuć, że tym razem jest to nieco bardziej wymuszone i wykalkulowane niż do tego przywykliśmy w poprzednich latach.
Być może, jak w przypadku głównego bohatera, czyli Gru, tak i w konstrukcji fabuły przyszedł moment na odrobinę więcej stabilizacji. W końcu, na upartego, w tej historii odnaleźć można szereg wątków, mających jakieś społeczne inklinacje. Od wagi rodzinnych relacji, przez klasową hermetyczność mieszkańców ekskluzywnych osiedli, rolę traum z młodości w dorosłym życiu po potrzebę wzięcia odpowiedzialności za innych. OK, wszyscy się starzejemy i naturalne jest to, że w pewnym momencie trzeba nieco zwolnić, a impreza nie będzie trwała wiecznie. Ale akurat po Minionkach nie oczekiwałem żadnej życiowej lekcji, a odrobiny szaleństwa oraz niczym niezmąconej zabawy. A animacja od Illumination zaczęła niebezpiecznie skręcać w tę pierwszą, aż nie przechodzi mi to przez gardło - edukacyjną stronę. Piekło zamarzło. I niestety niewiele jest tam skorych do podstawówkowych dowcipów Minionków. Trochę słabo.
5/10
"Gru i Minionki: Pod przykrywką" (Despicable Me 4), reż. Chris Renaud, USA 2024, dystrybutor: UIP, premiera kinowa: 5 lipca 2024.