Niedawno temu we Włoszech
"Boski", reż. Paolo Sorrentino, Włochy/Francja 2008, Against Gravity, premiera 18 września 2009 roku.
O reżysera "Boskiego", Paolo Sorrentino, powinni bić się spece od marketingu politycznego.
Dawno nie oglądałam filmu, który tak skutecznie, a przy tym wcale nie nachalnie, zniechęciłby mnie do jakiejś postaci. Olbrzymi w tym wkład zjawiskowego aktora Toniego Servillo, który na czas zdjęć stał się Giulliem Andreottim każdym mięśniem ciała, nerwem twarzy i każdym kurczowym ruchem.
W tym filmie Andreotti - siedmiokrotny premier, 25-krotny minister, dożywotni senator, a zarazem polityk powszechnie uważany za przyjaciela neapolitańskiej mafii, mordercę premiera Aldo Moro i dziesiątek innych, którzy stanęli mu na drodze - to monstrum. Samotne i pokraczne, przypominające postaci z niemych niemieckich filmów grozy. Ale - jak to z najlepszymi filmowymi monstrami bywa - przychodzi nam podczas seansu i pochylić się nad jego, w gruncie rzeczy, marnym losem. Motywuje go nawet nie żądza, a nieuleczalne uzależnienie. Kurczowo trzymając się władzy, zapada na bezsenność, chroniczną migrenę i obojętność na ludzi - wszystkich bez wyjątku.
Niestety, ci z was, którzy liczyli, że włoska scena polityczna (przy której nawet nasza rodzima wypada jak dobranocka przy "Teksańskiej masakrze piłą mechaniczną") posłuży w "Boskim" za miejsce akcji soczystego thrillera politycznego spod znaku "Wszystkich ludzi prezydenta", powinni sobie ten seans odpuścić.
To kino mocne i wciągające, ale skrajnie subiektywne i przerysowane. Sorrentino sięga po groteskę, nie tylko portretując Andreottiego, ale także całą włoską politykę. Parlament przypomina targowisko poselskich głosów, a rząd to zgraja ignorantów, którzy bardziej niż o politykę dbają o bajeranckie auta, huczne fety i przychylność "Boskiego".
Fakty i zarzuty Sorrentino traktuje mocno pobieżnie. W efekcie nie znając najnowszej historii Włoch, w finale filmu nietrudno się zgubić w gąszczu nazwisk i dat. Brak twardych dowodów to z kolei ziarno na młyn popleczników Andreottiego, którzy mogą bez obaw okrzyknąć film manipulującym faktami. A szkoda, bo polityczny żywot Czarnego Papieża jeszcze się przecież nie skończył (zasiada m.in. w Komisji ds. Ochrony i Rozpowszechniania Praw Człowieka!).
Włochom przydałby się więc film, który wywoła rewolucję nie tylko na festiwalu w Cannes (startował tam w konkursie głównym), ale także na miejscu, w Rzymie.
4/10