"Nice Guys. "Równi goście" [recenzja]: Zabójcza broń

Ryan Gosling i Russell Crowe jako "równi goście" /materiały dystrybutora

"Równi goście" to powrót Shane’a Blacka to formy sprzed lat. Twórca "Zabójczej broni" i "Ostatniego skauta" udowadnia, że na komedii kumpelskiej zna się jak drwal na rąbaniu drewna.

Tego samego - na szczęście! - nie można powiedzieć o bohaterach jego filmu. Holland March (Ryan Gosling, który okazuje się komediantem sezonu) to prywatny detektyw, który drży na widok własnego cienia. Żeby dodać sobie odwagi, chętnie sięga po coś mocniejszego, ale wypija zawsze o jeden kieliszek za dużo. Jackson Healy (Russell Crowe) to mięśniak do wynajęcia, który wie, że najskuteczniejsza broń to własne pięści. Poznanie tych dwojga dla słabszego skończy się złamaną ręką. Na żywienie urazy nie ma jednak czasu. Bohaterowie muszą zewrzeć szyki, żeby rozwikłać zagadkę zniknięcia córki wpływowej Amerykanki.

Reklama

Chociaż śledztwo wydaje się jedynie pretekstem do zaserwowania kolejnych gagów, scenariusz jest na tyle dobry, że i ono angażuje. Tym bardziej, że twórcy postarali się, by nie była to klasyczna kryminalna łamigłówka w mrocznej scenerii. Jesteśmy w latach 70., więc kamera wchodzi za bohaterami do wnętrza dyskotek i willi, w których odbywają się prywatne przyjęcia. Black wyciska z nich esencje: są tak kiczowate, a jednocześnie tak dynamiczne i żywiołowe, że nogi same rwą się do tańca. Nastrój nostalgii za niegrzeczną dekadą miesza się z pastiszem. Twórcy udaje się oddać hołd epoce disco, a jednocześnie stosownie ją obśmiać. Tak samo jak kino tamtego okresu, które przechodzi wówczas poważną przemianę.

Jesteśmy w czasie, kiedy film staje się produktem nastawionym na gigantyczne zyski. Nieprzypadkowo bohaterowie mijają plakaty reklamujące sequel "Szczęk". Ekranowi aktorzy i reżyserzy nie zdradzają się ze swoich intelektualnych pretensji. Bardziej od sztuki interesują ich bankiety i jakość dostępnej na nich kokainy. A także to, kto aktualnie jest na topie na rynku filmów porno. Bo transfery między produkcjami dla dorosłych i tymi z Fabryki Snów zaczynają być na porządku dziennym. Black nie krytykuje tego procesu. Wręcz przeciwnie - pokazuje, ile dobrego wniósł w nasze życie. Przecież gdyby nie on, takie filmy jak "Równi goście" w ogóle by dziś nie powstawały.

Jest inaczej, dzięki czemu dostaliśmy autentycznie zabawną komedię w stylu retro. Dawno nie było filmu, który z taką klasą opowiada o tamtym czasie i który ma tak dobrze dobranych bohaterów. Black po raz kolejny udowadnia, że w tworzeniu duetów z facetów, którzy są swoimi przeciwieństwami, osiągnął najwyższy pułap. Dodatkową atrakcją jest Angourie Rice w roli córki Marcha. Sceny z udziałem jej i jej ekranowego ojca urzekają inteligentnym dowcipem, który przy okazji okazuje się wyjątkowo ciepły.

7/10

"Nice Guys. Równi goście" [Nice Guys], reż. Shane Black, USA 2016, dystrybutor: Monolith Films, premiera kinowa: 20 maja 2016

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Nice Guys. Równi goście
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy