Reklama

Nadwrażliwcy w surrealu

"Moja łódź podwodna", reż. Richard Ayoade, Wielka Brytania, USA 2010, dystrybutor: Gutek Film, premiera kinowa: 27 stycznia 2012

Pełnometrażowy debiut znanego w Wielkiej Brytanii komika i twórcy teledysków (Arctic Monkeys, Kasabian) Richarda Ayoade'a to niekonwencjonalna opowieść o dojrzewaniu pary nastolatków utrzymana w stylistyce pokręconych komedii Wesa Andersona i dysfunkcjonalnych rodzinnych historii Todda Solondza.

Głównym bohaterem "Mojej łodzi podwodnej" jest nastoletni nadwrażliwiec Oliver Tate (Craig Roberts), który ma w życiu dwa cele: stracić dziewictwo przed ukończeniem 15. roku życia i nie dopuścić do rozpadu małżeństwa swoich rodziców (Sally Hawkins i Noah Taylor). Wszystko staje się prostsze, kiedy zaczyna spotykać się z koleżanką ze szkolnej ławy Jordaną (Yasmin Paige). Niestety, jego matka coraz częściej niż w domu przebywa w towarzystwie sąsiada, granego przez Paddy'ego Considine'a.

Reklama

Ayoade stosuje konwencjonalny chwyt fabularny typowy dla tego rodzaju opowieści - narrację piewszoosobową; obdarza jednak swój film tak dalece marzycielskim poczuciem humoru, że oglądamy "Moją łódź podwodną" jak surrealistyczną fantazję, nie kawałek realistycznego kina. Co prawda całość rozgrywa się w walijskim mieście Swansea, jednak topograficzne centrum tej historii nie ma wiele wspólnego z geograficznymi współrzędnymi; o wiele istotniejsza na mapie "Mojej łodzi podwodnej" jest symbolika takich miejsc, jak będące świadkiem miłosnych uniesień bohaterów morze, czy nabierające gotyckiego charakteru wzgórze, na którym znajduje się dom Olivera.

Największym atutem filmu Ayoade'a są jednak: zwariowany, zabawny scenariusz oraz pełna pastiszowych chwytów realizacyjna inwencja reżysera. Przykłady? Swój film - ekranizację powieści Joe Dunthorne'a - dzieli Ayoade na literackie rozdziały, każdy z nich rozpoczynając muzycznym motywem zaczerpniętym z rezerwuaru kina grozy. Mały trik, a cieszy ucho i wprowadza fajny dysonans. Albo inny numer. Kiedy Oliver podsumowuje z euforią kilka tygodni szalonej znajomości z Jordaną, Ayoade prezentuje nam te uniesienia w formie nakręconego na domowej kamerze home movie. Dzięki tym błyskotliwym dodatkom seans "Mojej łodzi podwodnej" ani przez chwilę się nie nuży.

Ale film Ayoade'a zwyczajnie wybornie się ogląda, posiada on bowiem ten niezwykle zwiewny sznyt typowy dla amerykańskiego kina niezależnego: prześwietlone pod słońce kadry, beztroska okresu dojrzewania, do tego wspaniale uzupełniająca obraz akustyczne piosenki, skomponowane przez Alexa Turnera, lidera Arctic Monkeys. Wreszcie sama historia, idealnie wpasowująca się w format kina dla życiowych nadwrażliwców, które z takim upodobaniem kilkanaście lat temu lansowało amerykańskie kino niezależne. I jeśli o coś można się tu przyczepić, to właśnie o wygrywanie tej samej melodii, którą jakiś czas temu nucili sobie pod nosem reżyserzy pokroju Wesa Andersona ("Genialny klan").

Przypuszczam, że młodych aktorów "Mojej łodzi podwodnej" czeka wkrótce wysyp kolejnych propozycji, jednak klasą dla siebie są tu uznani brytyjscy fachowcy: Sally Hawkins i Paddy Considine. Z niezwykłym wyczuciem i mistrzowską brawurą pokazują, jak stworzyć niezwykle barwne postaci, nie popadając przy tym w pułapkę głupkowatego komizmu. Myślę, że nie tylko wschodzące gwiazdy "Mojej łodzi podwodnej", lecz również pełniący obowiązki producenta wykonawczego Ben Stiller, powinni się od nich uczyć aktorskiego rzemiosła. Na koniec mała zgadywanka: kto z widzów rozpozna gwiazdora "Nocy w muzeum" w malutkim, gościnnym epizodzie?

7,5/10


Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: łódź podwodna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy