"Na samą myśl o tobie": List miłosny do... Harry'ego Stylesa? [recenzja]

"Na samą myśl o tobie" /Alisha Wetherill/Prime /materiały prasowe

Melodramat "Na samą myśl o tobie" z Anne Hathaway i Nicholasem Galitzine od 2 maja można oglądać w Prime Video. To film na podstawie bestsellerowej książki autorstwa Robinne Lee. O tej historii od dawna jest głośno. Mówi się, że inspiracją dla autorki miało być życie Harry'ego Stylesa, lecz sama Lee odcina się od spekulacji. Po nowość Prime Video polecam sięgnąć tylko pod warunkiem, że porzucicie wszelkie nadzieje na zobaczenie ambitnego kina.

  • "Na samą myśl o tobie" to nowy melodramat, który od 2 maja jest dostępny na Prime Video. To ekranizacja powieści autorstwa Robinne Lee o tytule "The Idea of You".
  • Sophie (Anne Hathaway), 40-letnia samotna matka, wdaje się w gorący romans z 24-letnim Hayesem Campbellem (Nicholas Galitzine), głównym wokalistą najbardziej popularnego boysbandu na świecie - August Moon.
  • Film "Na samą myśl o tobie" nie należy do najbardziej udanych melodramatów ostatnich lat. Dla Nicholasa Galitzine to kolejna taka sama rola, z kolei Anne Hathaway wydaje się, jakby nie pasowała do swojej postaci. Nowość Prime Video polecam obejrzeć, porzucając wszelkie nadzieje na ambitne kino, obiektywnie przedstawiające współczesne związki.

Film "Na samą myśl o tobie" powstał na podstawie bestsellerowej książki autorstwa Robinne Lee o tytule "The Idea of You". Sophie (w obsadzie wymieniana jako Solene) to 40-letnia rozwódka. Mąż zostawił ją dla młodszej kochanki. Przypadek sprawia, że główna bohaterka wraz ze swoją nastoletnią córką ląduje na popularnym festiwalu muzycznym. Tam Sophie (również przypadkowo) poznaje 24-letniego Hayesa, frontmana zespołu August Moon. Od pierwszych minut znajomości zauroczenie bierze górę, lecz para na swojej drodze potyka się o wiele przeszkód, związanych przede wszystkim z dużą różnicą wieku.

Zanim przejdę do oceny filmu, myślę, że powinnam nakreślić tło historii. Otóż spora liczba czytelników jest przekonana, że postać Hayesa została zainspirowana popularnym brytyjskim wokalistą, Harrym Stylesem, a August Moon powstało na wzór zespołu One Direction. Sophie w tym wypadku miałaby być odpowiednikiem Olivii Wilde, z którą romansował Styles. Sama autorka powieści odcięła się od spekulacji. "To nigdy nie miała być książka o Harrym Stylesie. To miała być historia o kobiecie, która zbliża się do czterdziestki i która odzyskuje swoją seksualność i na nowo odkrywa siebie, dokładnie wtedy, gdy społeczeństwo tradycyjnie skreśla kobiety z listy pożądanych, zdolnych do życia i pełnych" - powiedziała w rozmowie z Vogue.

Fani jednak nie mają wątpliwości co do swoich teorii, a oglądając film ze świadomością, że to mogła być historia inspirowana życiem Harry'ego Stylesa... No cóż, liczba podobieństw jest co najmniej podejrzana. Już samo imię bohatera... Hayes? Harry? Być może to przypadek.

"Na samą myśl o tobie": Niezawodna Anne Hathaway i Nicholas Galitzine w kolejnej takiej samej roli

W postać Sophie wciela się Anne Hathaway, której nie trzeba nikomu przedstawiać. Natomiast jako Hayesa oglądamy Nicholasa Galitzine, znanego z występów w takich filmach jak "Purpurowe serca" czy "Red, White & Royal Blue". W tych dwóch wymienionych tytułach wciela się w postać przystojniaka, na widok którego każdemu miękną kolana. Nie inaczej jest w przypadku filmu "Na samą myśl o tobie". Hayes to bożyszcze nastolatek. I kolejna taka sama rola Nicholasa Galitzine, który na ekranie nie pokazuje nic więcej oprócz dużych oczu i smutnej miny.

Nie można tego powiedzieć o Anne Hathaway. Nieważne, w jakiej roli ją zobaczę - zawsze będę zachwycona. Aktorka naturalnie wciela się w postać, która być może niekoniecznie pasuje do niej. Stara się wyłuskać jakiekolwiek złudne wrażenie chemii między jej bohaterką a Hayesem. Niestety, w tym wypadku na próżno. W uczucie między dwójką bohaterów uwierzyć się nie da. Relacja ta budowana jest pobieżnie. Nie brakuje schematów. Zakochują się w sobie, z powodu różnicy wieku znajomi Hayesa dokuczają Sophie, rozstają się, schodzą, w relację zostaje wmieszany były mąż kobiety i jej córka, znowu się rozstają i tak dalej, i tak dalej.

W bohaterce rodzi się pewien konflikt moralny, ale ma się wrażenie, że trwa on jakieś pięć minut. Z kolei Hayes w ogóle nie rozważa za i przeciw relacji z dużą różnicą wieku. Wydaje się być ślepo zakochany w Sophie. Rozumiem, że prawdopodobnie to materiał źródłowy zawiódł fabularnie, dlatego starałam się nie być dla tego filmu tak krytyczna. Chociaż scena, w której Hayes siedzi w samochodzie i robi smutną minę, gdy fani mu nie dają spokoju... Uczucie zażenowania nie opuszcza mnie do teraz.

"Na samą myśl o tobie": Głupota goni głupotę, ale ogląda się dobrze

Oglądając "Na samą myśl o tobie" ma się wrażenie, że film jest... starodawny. To znaczy, mógłby powstać 10-15 lat temu i najpewniej byłby hitem. To historia o "zakazanej miłości", która w obecnych czasach wcale nie musiałaby tak wyglądać. Owszem, związki gwiazd z tak dużą różnicą wieku bywają krytykowane w mediach, ale zdecydowanie mają o wiele więcej zwolenników, osób wspierających, niż kilka lat temu.

Uważam jednak, że pomimo moich wszystkich zarzutów, jest to melodramat, który się całkiem dobrze ogląda. Okej, historia nie jest wiarygodna, ale jest angażująca. Nicholas Galitzine wypada kiepsko, ale Anne Hathaway błyszczy. Film "Na samą myśl o tobie" polecam obejrzeć, porzucając wszelkie oczekiwania. To nigdy nie miało być kino ambitne, a jako typowa historia miłosna radzi sobie całkiem nieźle.

5/10

"Na samą myśl o tobie", reż. Michael Showalter. Data premiery na Prime Video: 2 maja 2024.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy