"Monos": Dzieci wojny [recenzja]

Kadr z filmu "Monos" /materiały prasowe

"Monos, okrzyknięty wydarzeniem ubiegłorocznego festiwalu Sundance film Alejandro Landesa, to dzieło ambitne, gęste od znaczeń i nawiązań, miejscami wirtuozerskie artystycznie i formalnie. Zarazem chcąc nie chcąc aż prosi się o porównanie z powieścią nagrodzonego Noblem Williama Goldinga.

Rzeczywiście, już pierwsze sceny nawiązują do kapitalnego "Władcy much" - opowieści o młodych chłopcach, którzy na bezludnej wyspie podejmują próbę zorganizowania własnych rządów i społeczności z dala od cywilizacji. U Goldinga próba ta kończy się tragicznie. Dzieci z dobrych domów, pozostawione same sobie, z czasem zaczynają tracić kontrolę nad sobą i zamieniać rajski krajobraz w prawdziwe piekło.

Najbardziej znana interpretacja wspomnianej na początku książki Goldinga mówi o tym, że ukazuje ona regres ludzi do poziomu agresywnych zwierząt, odsłania w człowieku pierwotne zło i jego brutalną naturę. Inni natomiast twierdzą, że wszystkiemu winne jest nie zdziczenie, a właśnie piętno zachodniej kultury - rozbitkowie wszak ustanawiają na wyspie zasady, ideologię, obrzędy, a nawet hierarchię władzy zbudowaną na posłuszeństwie, strachu i terrorze. "Monos" traktuje położenie bohaterów w sposób równie nieoczywisty, paradoksalny, trudny do rozstrzygnięcia.

Reklama

Piękny obrazek, jak malowany, a potem krew i błoto. Film Landesa zaczyna się od pocztówki z Ameryki Południowej - gdzieś wysoko w Andach ponad tropikalnym lasem, z dala od współczesnej cywilizacji i na łonie natury, beztroski żywot wiedzie grupa nastolatków. Na pierwszy rzut oka to obudzone z zimowego letargu dzikusy, które przespały ostatnie lata rozwoju świata. Niedomyci, nieuczesani, wydobywają się spomiędzy nich ryki i zwierzęce odgłosy. Umorusani od stóp do głów błotem odprawiają obrzędy wokół ogniska, tańczą i wpadają w trans. A jednak członkowie tego osobliwego stada jak na powrót do korzeni wykazują się imponującą organizacją i doskonałym wyposażeniem - poddają się wojskowej musztrze, na ich ramionach dyndają ciężkie karabiny maszynowe.

Okazuje się, że dzieciaki przysięgły wierność tajemniczej paramilitarnej "Organizacji", otrzymali od niej szczegółowe i surowe instrukcje. W skrócie brzmią one mniej więcej tak: "wziąć za zakładniczkę Amerykankę, ukryć się w górach z mleczną krową o imieniu Shakira i czekać na dalsze rozkazy od dowództwa".

O co chodzi z całą tą "Organizacją", o jaką sprawę walczy i na jaką wojnę posłała dziecięcą armię? Trudno powiedzieć i trudno zrozumieć, bo realia "Monos" są przedstawione wiarygodnie, lecz bez żadnych dodatkowych wyjaśnień i nakreślenia historycznego tła wydarzeń. Tak jak Golding był pisarzem, który w najzupełniej świadomym zamyśle nie dopuszczał się bezpośrednich aluzji do współczesności, tak samo Landes skupia się na bardziej uniwersalnych wzorach ludzkich zachowań i percypowania świata: ukazuje proces formowania się plemienia poza zgiełkiem znanej nam cywilizacji, a zarazem serię napięć i konfliktów, które tworzą się wewnątrz grupy.

Z czasem dojrzewające i buzujące hormonami dzieciaki, które zostały porzucone przez swoich zwierzchników praktycznie na pastwę losu, stają się coraz bardziej nieprzewidywalne. Silniejsze chcą panować nad słabszymi, zaczynają kierować się instynktem dominacji i przemocy. Podporządkowanie, posłuszeństwo i uległość innych trzeba wywalczyć, przelewając krew. W filmie Landesa bohaterowie tkwią w tym koszmarze do końca.

"Monos" zyskuje na świecie sławę "młodzieżowego Czasu Apokalipsy", który był brany pod uwagę jako silny kandydat do Oscara. O wyjątkowości tego filmu przesądza nie tylko stojące za nim hipnotyzujące studium człowieka, który skrywa w sobie wiele przerażających tajemnic, ale równie obezwładniająca wizja świata alternatywnego.

Widać w tym filmie jak na dłoni, że dla Landesa kino służy prowadzeniu intrygujących poszukiwań formalnych i eksperymentów. Są tu obrazy wykręcone, abstrakcyjne i powiedzmy narkotyczne, ścieżka dźwiękowa Mikiego Levi - autora rewelacyjnych kompozycji znanych z "Pod skórą" i "Jackie", wypełnionych po brzegi kolażem dziwacznych dźwięków - tylko potęguje rozedrganą, mroczną i nerwową atmosferę tego filmu. Filmu będącego w istocie zwiastunem nowego wyrazistego głosu z odległej Ameryki Południowej, a przede wszystkim nieposkromionej twórczej fantazji.

7,5/10

"Monos", reż. Alejandro Landes, Argentyna, Holandia, Niemcy, Szwecja Kolumbia 2019, dystrybutor: Against Gravity, premiera kinowa: 7 lutego 2020 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Monos
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy