Reklama

Moje wielkie greckie śledztwo

"Małe grzeszki", reż. Christos Georgiou, Niemcy, Grecja, Cypr 2008, dystrybutor: Vivarto, premiera kinowa: 17 grudnia 2010

Bardzo rzadko oglądamy na naszych ekranach przedstawicieli kinematografii greckiej. Tym bardziej boli, że zamiast na przykład nowego filmu mistrza Theo Angelopoulosa, na polskie ekrany trafia dość błaha opowiastka Christosa Georgiou.

Akcja "Małych grzeszków" rozgrywa się na niewielkiej wyspie, która przyciąga przede wszystkim nudystów, pragnących skorzystać z kąpieli słonecznych z dala od zgiełku wielkich kurortów. Leonidas chciałby być twardym gliną, ścigać bandziorów i rozwiązywać zawiłe zagadki kryminalne. Jednak na prowincji nie ma wiele roboty - co najwyżej popędzi na swoim rozklekotanym motorku za swoim kolegą, który nie zatrzymał się na czerwonym świetle (jedyna sygnalizacja na wysepce), bądź pogoni natrętnych nagusów. Taka praca trochę go frustruje.

Reklama

Niespodziewanie nadarza się okazja do poprowadzenia prawdziwego śledztwa - ciało miejscowego pijaczka Zachariasa zostaje odnalezione u stóp urwiska. Zabójstwo? Samobójstwo? A może nieszczęśliwy wypadek? Leonidas zaczyna uprawiać skomplikowaną sztukę dedukcji niczym błyskotliwy Herkules Poirot - przepytuje mieszkańców wyspy, mnoży podejrzenia, wyobraża sobie możliwe scenariusze zdarzenia. "Małe grzeszki" nie są jednak klasycznym kryminałem (oj nie...), nie spodziewajcie się więc suspensu i emocjonujących zwrotów akcji. Film Georgiou to raczej niezgrabny pastisz opowiastek detektywistycznych, starający się na siłę być błyskotliwy i przewrotny.

Georgiou nie koncentruje się jedynie na banalnej intrydze kryminalnej. W "Małych grzeszkach" mamy również obrazki prowincjonalnej codzienności. Reżyser pochyla się nad swoimi prostymi bohaterami, troszkę ich szturcha i wyśmiewa się z nich. To frywolny zapis życia na przeciętnej greckiej wysepce, na której jest koszmarnie nudno, leniwie i parno. Jedyna szansa na większe emocje to ucieczka do Aten. Tylko piękna Angeliki, gospodyni popularnego programu telewizyjnego, zdołała postawić wszystko na jedną kartę i zacząć od nowa. Rozmarzeni mieszkańcy wyspy oglądają jej show z wypiekami na twarzach.

Reżyser chciał zmieścić w "Małych grzeszkach" zbyt wiele: trochę kryminału, portret prowincjonalnej obyczajowości, naiwną love story (Leonidas i Angeliki mają się ku sobie), dramat rodzinny, a nawet odrobinę czarnego humoru. Efektem jest błahostka, zrealizowana niezbyt sprawnie, dość nużąca i niezbyt interesująca - taki błyszczący suwenir z pięknej Grecji, który na pierwszy rzut oka wygląda dość atrakcyjnie, lecz gdy przyjrzymy się bliżej zobaczymy, że to raczej tandetny towar, wykonany przez niezdarnego rzemieślnika.

4/10

Nie wiesz, w którym kinie możesz obejrzeć film "Małe grzeszki"? Sprawdź repertuar kin w swoim mieście!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: śledztwa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy