"Moje ulubione ciasto": Przygotujcie chusteczki. Dawno nie było tak wzruszającego filmu

Kadr z filmu "Moje ulubione ciasto" /Hamid Janipour /materiały prasowe

"Moje ulubione ciasto" kosztowało reżyserski duet Maryam Moghadam i Behtasha Sanaeeha proces w Iranie. Może to być zaskakujące, bo na pierwszy rzut oka mamy tutaj tylko historię dwójki staruszków, która postanawia urządzić sobie romantyczny wieczór. Nie dajmy się jednak zwieść uroczej fabule. Twórcy mają jedno przesłanie — walczcie o swoje.

Główną bohaterką filmu jest Mahin (Lili Farhadpour), siedemdziesięcioletnia, samotna wdowa. Mąż nie żyje od dekad, córka wyjechała z Iranu i ma swoje życie, a koleżanki sprowadzają sporadyczne spotkania do wyszukiwania kolejnych chorób. Pewnego dnia kobieta trafia na Faramarza (Esmaeel Mehrabi), swojego rówieśnika, który pracuje jako taksówkarz. Po krótkiej rozmowie dochodzi do wniosku, że szczęściu należy czasem pomóc. Dwoje obcych i samotnych ludzi postanawia przeżyć najromantyczniejszy i najszczęśliwszy wieczór od lat. W ich decyzji nie ma egoizmu. Bije od nich potrzeba bliskości, a zarazem otwartość na drugą osobę. 

Reklama

"Moje ulubione ciasto". Romans w cieniu reżimu

Stroną inicjującą spotkanie jest Mahin. To silna kobieta, która swoje przeszła, a sytuację zawsze potrafi rozluźnić dowcipem lub kąśliwym komentarzem. Chociaż nie biadoli nad swoim losem, uderza jej samotność — widoczna w przestronnym, ale pustym mieszkanie oraz cierpkich scenach próby rozmowy z córką przez komunikator internetowy. W końcu fakt, że często wypieka ciasto dla ewentualnych niezapowiedzianych gości, którzy nigdy nie przychodzą. 

Kluczowa okazuje się jej konfrontacja z policją moralności w obronie zatrzymanej z błahego powodu dziewczyny. Chociaż cała sytuacja kończy się dobrze (a jak wiemy z historii Mahsy Aminy — równie dobrze mogła być początkiem tragedii), młoda kobieta nie zamierza poddać się dyktatowi ajatollahów, których rządy są starsze od niej samej. Motywuje to Mahin, by samej poszukać szczęścia — i tym samym trafić na Faramarza.

Fizyczna obecność irańskiego reżimu jest ukazana tylko we wspomnianej wyżej scenie, niemniej jego wpływ na codzienność jest ciągle odczuwalny. W ostrożności staruszków podczas ich schadzki, w strachu przed policją moralną lub wścibską sąsiadką, która może powiadomić władze. Co zaskakujące, nie przeszkadza to "Mojemu ulubionemu ciastu" być filmem w dużej mierze beztroskim i ciepłym.

"Moje ulubione ciasto". O szczęście trzeba walczyć

Wszystko za sprawą prowadzenia dwójki głównych postaci. Sceny między Mahin i Faramarzem są uroczo niezręczne, a zarazem szczere. Tutaj nie ma drugiego dna, psychologicznych gierek lub próby wykorzystania kogoś. Dostajemy dwie samotne osoby, które są gotowe dać ogrom czułości oraz ją przyjąć. A widz wchodzi razem z nimi w tę konwencję. Urocze są ich rozmowy. Rozczulający jest moment, gdy Faramarz naprawie szwankującą lampę gospodyni. Oboje zachowują się, jakby znali się nie kilka godzin, a kilkadziesiąt lat. Nietrudno uwierzyć w tę relację. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz historia miłosna mnie tak ujęła. 

Zarazem nie brakuje tutaj poważniejszych momentów. Moghadam i Sanaeeha mistrzowsko prowadzą swoją fabułę i umiejętnie zmieniają jej tonację. W pewnym momencie może się wydawać, że na szczęście czasem bywa po prostu za późno. Reżyserski duet nie sugeruje jednak, że w takim razie należy rzucić wszystko i żyć według zasady "co ma być, to będzie, ja i tak nic nie zmienię". Wręcz przeciwnie. O szczęście trzeba walczyć. I być może właśnie za tę myśl spotkały ich nieprzyjemności ze strony władzy. 

8/10

"Moje ulubione ciasto" (Keyke mahboobe man), reż. Maryam Moghadam, Behtash Sanaeeha, Iran, Francja, Niemcy, Szwecja 2024, dystrybucja kinowa: Aurora Films, premiera kinowa: 8 listopada 2024 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama