Film Emelie Deleuze przypomina w swej konstrukcji niedawną produkcję Lukasa Moodyssona "We Are the Best!". W równie uroczy, zabawny, ale i niezwykle mądry sposób porusza kwestię dojrzewania.
W przeciwieństwie jednak do Moodyssona Deleuze miała zadanie o tyle trudniejsze, że akcja filmu rozgrywa się współcześnie. Odpadła zatem możliwość sentymentalnej podróży w czasie i inscenizacyjnych zabaw. "Miss Impossible" dekoracji nie potrzebuje, bo broni się swoją lekkością i humorem.
Deleuze opowiada w "Miss Impossible" historię 13-letniej Aurory (fantastyczna debiutantka Léna Magnien), młodej, bystrej buntowniczki, która ponownie powtarza klasę i poszukuje swojego miejsca w świecie.
W domu przypadła jej rola czarnej owcy - starsza siostra jest ładna, młodsza przynosi do domu piątki. Aurora czuje się zepchnięta na dalszy plan i kompletnie nie potrafi dogadać się z matką. W szkole do pupilków nauczycieli zdecydowanie nie należy, do czasu aż w zastępstwie pojawi się nowy nauczyciel francuskiego. Gdy do tego Aurora zaczyna śpiewać z trójką starszych chłopaków z sąsiedztwa w ich zespole, powoli odbudowuje wiarę w siebie i relacje z otoczeniem.
"Miss Impossible" to historia o nastoletniej rebelii, jakich było w kinie sporo i zapewne jeszcze wiele przyjdzie nam oglądać (vide nauczyciel od literatury wydobywający czarną owcę z czarnej dziury). Deleuze potrafiła jednak tchnąć w dość już zgraną historię sporo lekkości, humoru i autentyczności. Nie dosładza, nie przekłamuje i doskonale prowadzi młodych aktorów.
Deleuze umiejętnie wygrywa hormonalną burzę, a do tego nie brakuje jej dystansu i ironii. Dzięki temu "Miss Impossible" trafia zarówno do tej młodszej, jak i starszej widowni.
7/10
"Miss Impossible" [Jamais contente], reż. Emilie Deleuze, Francja 2016, dystrybutor: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty, premiera kinowa 10 sierpnia 2018 roku.