To nie tylko drobny, trzecioplanowy epizod, w którym polski aktor lub aktorka przemyka w towarzystwie sław lub wygłasza kilka zdań i znika z ekranu. W "Miłości bez ostrzeżenia" Joanna Kulig tworzy kreację nie mniejszą od Anne Hathaway. I tylko dzięki jej Magdalenie pewne rzeczy mogą się w ogóle wydarzyć.
- "Miłość bez ostrzeżenia" to komedia romantyczna wyreżyserowana przez Rebbecę Miller, w której polska aktorka Joanna Kulig zagrała u boku hollywoodzkich gwiazd: Anne Hathaway ("Diabeł ubiera się u Prady", Marisy Tomei ("Spider-Man: Daleko od domu") i Petera Dinklage'a ("Gra o tron").
- Akcja filmu rozgrywa się w Nowym Jorku, a jej bohaterowie to: kompozytor w kryzysie twórczym i egzystencjalnym, jego żona psychoterapeutka, przejawiający skłonności stalkerskie kapitan statku, pasierb artysty, imigrantka z Polski oraz jej córka.
- Film od 15 marca można oglądać na ekranach polskich kin.
Spada jak grom z jasnego nieba, bez ostrzeżenia wywraca życie swoich "ofiar" do góry nogami. Nie bierze jeńców. Nie przyjmuje do wiadomości logicznych argumentów - albo i przyjmuje, żeby i tak je zignorować. Rozum nie ma z nią szans w dyskusji. Tabletki nie pomogą. Terapia też niewiele da. Miłość rządzi się własnymi prawami, jest nieznośna i uparta. Wie lepiej. Michel Gondry i Charlie Kaufman twierdzili, że usunąć ją można tylko za pomocą zabiegu wymazania z pamięci ("Zakochany bez pamięci"). Rebecca Miller (reżyserka i scenarzystka) w "Miłości bez ostrzeżenia" wybiera wariant mniej drastyczny, nie tak futurystyczny, zdecydowanie bardziej romantyczny. Nie oznacza to, że proponuje nam typowy hollywoodzki rom-com. Ufff, na szczęście nic z tych rzeczy.
W uczuciowy wir Miller wrzuca kilkoro niczego nie spodziewających się nowojorczyków. Wiodą sobie spokojne życie w wiecznym kryzysie człowieka współczesnego, gdy niespodziewanie niecny Amor wybiera sobie ich jako cel dla swoich strzał.
Kompozytora operowego Stevena (Peter Dinklage) dopadła artystyczna blokada. Nie jest w stanie wydobyć z siebie żadnej nuty, która by go satysfakcjonowała, więc żona-terapeutka Patricia (Anne Hathaway) proponuje mu to, co najlepiej działa w takich sytuacjach: przełamanie rutyny. Nic nie da siedzenie przed fortepianem, rozpaczanie na sofie, rwanie włosów z głowy. Steven musi wyjść na spacer z psiakiem i pogadać z obcymi ludźmi. I faktycznie - sprawdza się. Aż nadto. Bo mężczyzna wpada w ten sposób na Katrinę (Marisa Tomei - w wersji blond niemal nie do poznania), uzależnioną od miłości kapitankę holownika. Strzała trafia idealnie, acz początkowo jednostronnie, co wywołuje lawinę perypetii tak pozytywnych, jak i negatywnych, zawsze z przymrużeniem oka, nawet gdy robi się dramatycznie.
Nie jest to też jedyna strzała w "Miłości bez ostrzeżenia".
Druga (i trzecia) trafia w syna Patricii, pasierba Stevena Juliana (Evan Ellison) i Terezę (Harlow Jane), córkę Magdaleny (Joanna Kulig). Tu sprawy tylko z pozoru wydają się oczywiste: para zakochanych w sobie nastolatków, przekonanych, że świat do nich należy, ciekawych siebie nawzajem, swoich ciał i dusz, świadomych, że życie różnie potoczyć się może, ale pragnących spróbować. Bo wierzą w miłość i w to, że ona przetrwa, nawet wtedy gdy dorosną.
Romans ten zapewne rozwijałby się gładko, gdyby wtrącić się weń nie postanowił ojczym Terezy - Trey (Brian d'Arcy James). Ten miłośnik grup rekonstrukcyjnych, sądowy stenotypista ze znajomymi w policji, domorosły prawnik, radykał-tradycjonalista nie ma w sobie za wiele romantyzmu, za to wiele uprzedzeń.
Te ostatnie mogą, choć nie muszą pojawić się też na tle "klasowym". Bo szybko okazuje się, że Magdalena pracuje jako sprzątaczka u Patricii. Jak ta wiedza wpłynie na relacje między młodymi kochankami. Jak zareaguje dobrze sytuowana terapeutka i jej mąż kompozytor? Jak Magdalena - na wieść, że myje toalety u matki chłopaka córki...
Węzły zasupłane, strzały wystrzelone! Meandry miłosnych losów rozpoczęte.
U Rebekki Miller jest romantycznie, owszem, ale nie w bajkowym stylu hollywoodzkim, a offowym-nowojorskim. "Made in Brooklyn" - to już właściwie cały nurt niezależnego kina amerykańskiego (i zapewne off-broadwayowskiego teatru), z którego zresztą Marisa Tomei i Peter Dinklage wyrastają. Bliżej "Miłości bez ostrzeżenia" do filmów Noah Baumbacha i Grety Gerwig, czy wczesnego Woody'ego Allena z "Annie Hall", może chwilami "Dziewczyn" (zwłaszcza gdy na ekranie pojawia się Tereza) niż do "Pokojówki na Manhattanie".
Życie bohaterów może wyglądać całkiem zwyczajnie, nie wszyscy muszą błyszczeć, jakby właśnie zeszli z wyretuszowanej okładki "Vogue’a". Mogą być za to potargani, rozczochrani, mieć swoje słabości, a nawet szaleństwa i wiarygodne ataki paniki, co nie oznacza, że Anne Hathaway jako psychoterapeutka Patricia nie będzie miała na sobie stroju, który pokazuje stan jej konta. Może to jednak tylko maska? Właśnie, bo w "Miłości bez ostrzeżenia" porywy serca różne mają zabarwienie. Głos wewnętrzny może pchać nie tylko w ramiona drugiej połówki, ale i...
Patricia rażona zostaje nietuzinkową strzałą. Trochę z innego wydawałoby się porządku. Bez wątpienia piękna kamienica odziedziczona po babci i pacjenci z ich problemami nie są tym, czego szuka. Czy przeżywa tylko / aż wypalenie zawodowe, kryzys kobiety zdradzonej, a może idzie za autentyczną potrzebą? O wyborach, przed którymi staje bohaterka Anne Hathaway celowo piszę najmniej, bo to i najbardziej niezwykła i zaskakująca w rom-comie droga i temat w ogóle, nawet jeżeli potraktowany został lekko. Ale to ciągle rejestry rom-comu, choć niezależnego, to jednak nie dramat psychologiczny.
Scenariusz Rebekki Miller kroczy własną ścieżką. Bywa że autorka dokonuje karkołomnych skoków, rzuca wielki temat, a potem znajduje dla niego łatwe i szybkie rozwiązanie. Jakby wystarczyło pstryknąć palcem - zamiast tego dokonuje przeskoków czasowych, w trakcie których muszą dziać się te wszystkie trudne psychologiczne procesy związane ze zmianami... Posiada to jednak swój urok i lekkość. Może właśnie zamiast tych traum, wysiłku, lepiej czasem zobaczyć, że ich skutek może być pozytywny? Miller unika sensacji, stawia maksymalnie na prostotę. Przede wszystkim zaś wierzy w to, że niezależnie od tego jak rzeczy się skomplikują, ten happy end i ukojenie są do osiągnięcia. I dotyczy to każdego.
"Życie każdej osoby w tym parku to materiał na operę" - mówi w jednej ze scen Steven i w tym krótkim zdaniu odnaleźć chyba też można cały sens "Miłości bez ostrzeżenia". Każdy stać się może bohaterem własnej opery i własnej komedii romantycznej. "Każdy jest rozwibrowany, każdy przechodzi wewnętrzną transformację. Na początku z czymś czuje się nieszczęśliwy, ale poprzez koleje zdarzeń i spotkania nagle dochodzi do takiej pełnej, wartościowej miłości do samego siebie" - w rozmowie z Polskim Radiem mówi o filmie Joanna Kulig.
Właśnie! Joanna Kulig. Przez Amerykanów dostrzeżona została dzięki "Zimnej wojnie". "Często dziękuję Pawłowi (Pawlikowskiemu), że dzięki jego filmowi mogę doświadczać kolejnych wspaniałych rzeczy" - opowiada aktorka w wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej. Tak jej talent dostrzegła Rebecca Miller, ale i Michael Keaton, który zaprosił ją do wyreżyserowanego przez siebie filmu "Knox Goes Away". Zdjęcia do "Miłości..." miały powstać jeszcze przed pandemią, ale gdy ta wybuchła, postawiła całą historię pod znakiem zapytania, zakończoną jednak szczęśliwie - premierą otwierającą nie byle wydarzenie, bo sam festiwal w Berlinie.
Postać Magdaleny istnieje na ekranie niemal równoprawnie z bohaterami Dinklage'a, Hathaway i Tomei. Nie jest tylko gosposią, sprzątaczką, która zamiecie w bogatym domu, stopniowo jej postać rozwija skrzydła i zaczyna pełnić coraz ważniejszą rolę. To ona też sprawia, że pewna intryga może się w ogóle wydarzyć. A sprząta - sprząta, bo chce zachować jakąś niezależność. Mogłaby nie pracować, ale chce mieć własne pieniądze, nie polegać tylko na mężu. Owszem, jest pod jego pantoflem, ale nie oznacza to, że zawsze i w każdej decyzji. I chociaż nie jest to kreacja na miarę "Zimnej wojny" - to jest to postać pełnokrwista i wielowymiarowa. A że Joanna Kulig w jej papierowy krwioobieg wprowadza życie - to chyba oczywiste. I nie dziwi też, że amerykańscy partnerzy szybko ją zaakceptowali.
W rozmowie z Darią Porycką dla Polskiej Agencji Prasowej aktorka mówi: "Ona (Rebecca Miller) od razu trafiła do mojego serca i szybko wytworzyła się między nami więź. Później martwiłam się, czy z Anne Hathaway też to się uda, czy będziemy na siebie otwarte, czy jednak będzie to bardzo formalny kontakt i nie będziemy miały okazji poznać się bliżej. Tymczasem bardzo się polubiłyśmy. Peter i Marisa też byli super. Możliwość spotkania z nimi, obserwowania, jak pracują, była naprawdę wielkim przeżyciem. Jestem wdzięczna wszystkim kolegom za wsparcie, jakie okazali mi na planie. Naprawdę wiele się nauczyłam". Nie mam wątpliwości, że oni od Joanny również.
Czy warto poświęcić półtorej godziny czasu? Dla Joanny na pewno. Ale nie tylko. "Miłość bez ostrzeżenia" to małe, skromne kino z wielkim sercem i duszą. Nie przebojowe, ale po prostu bliskie. Bo naprawdę życie każdego może być tematem opery. Wystarczy tylko tak na nie spojrzeć. Tak spojrzeć chcieć i wszystko się dostrzeże.
6/10
"Miłość bez ostrzeżenia" (She Came to Me), reż. Rebbeca Miller, USA 2023, dystrybutor: M2Films, polska premiera kinowa: 15 marca 2024 roku.