Produkcja Iry Sachsa to długometrażowy krótki film. Ujmująca nowojorska opowieść o przyjaźni dwóch młodych chłopców z dwóch różnych światów. "Mali mężczyźni" są tylko tym i aż tym.
Theo wprowadza się po śmierci dziadka do jego kamienicy na Brooklynie, którą teraz odziedziczył jego ojciec i ciotka. Rodzice Theo to nowojorska klasa średnia - on jest aktorem, ona psychologiem z prywatną praktyką, a chłopak chodzi do dobrej szkoły.
Dół kamienicy zajmuje butik Leonor, emigrantki z Włoch. Przez wiele lat wynajmowała od dziadka Theo lokal za cenę dużo poniżej rynkowej. Sama projektuje i szyje ubrania, ale interes nie idzie jej najlepiej. Z czasem stała się jednak nieodłączną częścią kamienicy. Tak przynajmniej uważał dziadek Theo.
Trochę wycofany, nieśmiały Theo zaprzyjaźnia się z niezwykle otwartym i bezpośrednim Tonym, synem Leonor. Chłopcy zaczynają spędzać coraz więcej czasu razem, planują zdawać do tego samego artystycznego liceum. Na przeszkodzie ich znajomości staje konflikt między ich rodzicami i... kapitalizm, gdy rodzice Theo wkładają sentymenty do kieszeni i żądają zapłaty wyższego czynszu za wynajmowany przez Leonor lokal.
"Mali mężczyźni" to z jednej strony przesycona nostalgią urocza opowieść o młodzieńczej przyjaźni. Jest lato, chłopcy chodzą na kółko teatralne, spotykają rówieśników, marzą o safari w Afryce, grają w gry wideo. Nie ma buntu nastolatków, wielkich problemów rodzicielskich. Jest zwyczajnie, normalnie, letnio, leniwie. Przyjemnie.
Z drugiej jednak strony film zawiera odrobinę gorzkiej obserwacji - klasowego podziału społeczeństwa amerykańskiego, brutalnych reguł rynku, gdzie brak miejsca na sentymenty i gdzie każdy musi sobie jakoś radzić, by przetrwać. Sachs nie lukruje. Pokazuje wycinek pewnej całości. Nie stawia też kropki na i.
"Mali mężczyźni" mogliby może być filmem krótkometrażowym, ale półtoragodzinną opowieść wypełnia Sachs w sprawnym tempie, z humorem i energią.
5/10
"Mali mężczyźni", reż. Ira Sach, USA/Grecja 2016, dystrybutor: Mayfly, premiera kinowa: 5 maja 2017 roku.