"Magic Mike": Piekielna nagość
Mike jest przedsiębiorcą - świetnie wyszkolonym dekarzem, sprzedawcą telefonów komórkowych, projektantem mebli i najlepszym w mieście striptizerem. Na scenie czuje się jak ryba w wodzie. Rozpala kobiece zmysły i nigdy nie gasi pragnień gęstniejących na widowni.
Zaczyna się świetnie. Na scenę wchodzi Dallas. Matthew McConaughey w roli szefa-konferansjera klubu ze striptizem Xquiste ociera się o geniusz Joela Greya, który w "Kabarecie" (1972) Boba Fosse uwodził publiczność w trzech różnych językach. W przeciwieństwie do niego Dallas nie obiecuje, że każda z roznegliżowanych dziewcząt na scenie to dziewica. Panie tym razem siedzą na widowni, czekają na swoich chłopców. Problemy zostawiamy na zewnątrz (tu mamy inne). Życie jest rozczarowujące? Nie tutaj! Tu życie jest piękne, chłopcy są piękni, nawet DJ jest piękny!
Steven Soderbergh musiał mieć niezłą zabawę wymyślając kolejne taneczne numery. Więcej w nich dowcipu niż erotyzmu, ale twórca "Haywire" (2011) nie pierwszy raz odnosi się do swojego świata z dystansem. W "Magic Mike'u" raz przygląda się show-strip-businessowi z rozkwitającą fascynacją, chwilę później rośnie w nim odraza i tylko momentami prym wiedzie obojętność.
"Magic Mike" nie jest tanią rozrywką, filmem w którym jeden gorący sceniczny numer goni drugi (jak w dylogii "Step Up", gdzie Channing Tatum bez wątpienia podszkolił swoje taneczne umiejętności). Soderbergh opowiada pękającą na dwoje inicjacyjną historię, w której Mike (Tatum) dojrzewa, a Dzieciak (Alex Pettyfer) dorasta. Jedno z drugim nie idzie w parze. Pary Soderbergha zresztą najwyraźniej nie interesują, prym w "Magic Mike'u" wiodą trójkąty. Jeden z nich stworzy Mike, Dzieciak i jego siostra Paige (Cody Horn) - to jedyny filmowy mikroświat, w którym równowaga zostaje zachowana. Narracyjne chwyty Soderbergha przypominają przeciąganie liny - im bardziej Mike wciąga Dzieciaka w świat striptizerów, tym mocniej Paige ciągnie za sznurek i Mike'a zbliża do siebie. W pewnym momencie następuje wymiana ról i pozycji, ale reguły gry cały czas są wręcz namacalnie jasne.
Scena w Xquiste też jest miejscem rządzącym się twardymi zasadami, tu celebruje się przyjemność, za którą płaci się wysoką cenę. Wolność, która nie wynika z wiedzy, musi więc zaowocować chaosem. Dzieciak przekona się o tym na własnej skórze. W przywołanym powyżej "Kabarecie" scena była miejscem, które dzieliło publiczność od wojennej rzeczywistości, z drugiej stanowiło jej zwierciadlane odbicie. To, co dzieje się z chłopakami w "Magic Mike'u" obrazuje nic innego jak ich zmagania z kapitalistycznym rynkiem, który wymaga oddania i wierności, odpłaca się ulotnym poczuciem pseudo-erotycznego spełnienia. Magic Mike to nie "tylko fucha". To jedna z wielu z ról, jakie Mike odgrywa z pełną świadomością tego, że do szczęścia potrzeba mu czegoś zupełnie innego.
Soderbergh świetnie poplątał wątki, stworzył serię zwierciadlanych sytuacji - Magic może przeglądać się w Mike'u i odwrotnie. Reżyser bazował na scenariuszu, który z jednej strony posłużył do zrealizowania niezłego, mainstreamowego filmu, z drugiej stał się narzędziem do dokonania wiwisekcji nieludzkich reguł rządzących show-businessem. Twórca "Contagion - Epidemii strachu" (2011) uwodzi widzów dobrą zabawą, by po chwili rzucić im w twarz wszystko, co za nią uchodziło. Kto daje i zabiera, ten się w piekle poniewiera? W rytmie dziecięcej wyliczanki chętnie zejdę za Soderberghiem w najciemniejsze czeluści.
8/10
---------------------------------------------------------------------------------------
"Magic Mike", reż. Steven Soderbergh, USA 2012, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa: 13 lipca 2012 roku.
---------------------------------------------------------------------------------------
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!