Wiek reżyserów. Odbija się na ich twórczości czasem mocniej, czasem słabiej. Wskazywanie palcem, podkreślanie wieku, zwłaszcza jeżeli imponujący, to jednak jeden ze stałych elementów medialnej gry. To się klika. Clint Eastwood czy Martin Scorsese - nasi kochani seniorzy. Kochani za to, co zrobili niegdyś, ale wcale nie spisani na straty. Z planami, z nowymi pomysłami. Nie sądziłem, prawdę mówiąc, że Ken Loach to ta sama kategoria wiekowa.
- "The Old Oak" to najnowszy film mistrza brytyjskiego kina społecznego Kena Loacha. Pokazana w konkursie festiwalu Cannes produkcja to wzruszająca opowieść o niezwykłej przyjaźni.
- Dla lokalnej społeczności niewielkiego miasteczka w północnej Anglii pub The Old Oak to miejsce szczególne. Jedyna przestrzeń, gdzie ludzie wciąż mogą się spotkać i przy kuflu piwa omówić bieżące sprawy, ale też symbol brutalnych zmian, jakie dotknęły okolicę za sprawą głębokiej ekonomicznej recesji.
- Film na ekranach polskich kin od 10 maja. Zobacz zwiastun filmu!
Loach zawsze był inny, schowany, reprezentował kino europejskie, kręcone z lewicowym, społecznym nerwem, kino tworzące od dekad jedność. Przy tym Loach wyglądał zawsze tak samo, rzadko się fotografował, poza absolutnym minimum rezygnował z udziału w show-biznesowej machinie. Był wieczny jak kino. I przewidywalny. Górnicy, solidarność, futbol, upominanie się o słabszych, plus poczucie humoru. Portretował nierówności społeczne na tle burzliwej historii Wielkiej Brytanii i Irlandii. Jego kino to także nieusuwalna złość na rządy Margaret Thatcher, na thatcheryzm, niesłabnąca wcale z latami.
Takie było i jest kino Kena Loacha. I nikt nie chciałby żadnej zmiany, bo niby dlaczego miałby zmieniać styl czy poglądy reżyser, którego wielkość i znaczenie zbudowała jedność gustów i przyzwyczajeń. Ken Loach ma jednak dzisiaj 87 lat, odgraża się, że jest zmęczony, a "The Old Oak" domyka długą filmografię. Już wystarczy.
Nie wiem, czy Loachowi wystarczy odwagi, czy twórca tak jak on uzależniony od kina, będzie w stanie się tego uzależniania pozbyć, znamy w końcu długą listę przykładów reżyserów zapowiadających koniec kariery, raz po raz owe obietnice łamiących.
Piszę o tym również dlatego, że jak na finałową odsłonę kariery reżyserskiej Kena Loacha, "The Old Oak" nie prezentuje się zbyt interesująco.
To przyzwoity film, Loach nigdy nie schodzi poniżej określonego poziomu, to także tytuł powielający większość schematów fabularnych i narracyjnych znanych z poprzednich utworów w filmografii reżysera, ale wyglądający tak, jakby zrealizował go nie on sam, ale nieszczególnie uzdolniony kopista usiłujący nakręcić coś w stylu Loacha.
Gabriel García Márquez w rozmowie z Mario Vargasem Llosą, wydanej w Polsce pod tytułem "Dwie samotności. Dialog mistrzów", pisał: "Utwory powstają z niezadowolenia. Chodzi tu o jakiś inny, lepszy porządek społeczny".
Tak właśnie działał Ken Loach. Jego klasyki w rodzaju filmów "Kes", "Riff-Raff'" czy "Wiatr buszujący w jęczmieniu", powstawały z niezadowolenia na społeczne status quo. Loach wierzył w socjalną moc kina. Pokazując wyzysk słabszych na rzecz silniejszych, uważał, że kino powinno wzmacniać dobre wzorce, uczyć solidarności i współczucia. Najnowszy film opowiada również o tym. Tyle tylko, że to, co do niedawna w twórczości brytyjskiego bojownika było przenikliwe i dosadne, teraz wydaje się błahe, naiwne i powierzchowne.
Tytułowy "The Old Oak", to nazwa niewielkiego pubu w miasteczku leżącym w okolicach Durham, w północno-wschodniej Anglii. Zapomniana, niegdyś świetnie prosperująca, górnicza osada. W knajpie "Pod Starym Dębem" ostały się tylko niedobitki. To niegdysiejsze centrum piwnych spotkań górniczych rodzin, dzisiaj świeci pustkami. Czas stanął w miejscu, wciąż wspomina się tutaj górnicze strajki sprzed czterdziestu lat, których bohaterowie wznosili w tym miejscu zwycięskie toasty. Nic z dawnego optymizmu nie zostało, albo bardzo niewiele.
Loach umieszcza historię w 2016 roku - czyli roku referendum dotyczącego dalszego członkowstwa Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej, określonego wówczas przez media terminem "brexit". Dla wioski od początku nie oznaczało to niczego dobrego. Kto mógł, wyjeżdżał do Londynu lub do Durham, nieruchomości potaniały, pracy było niewiele, a jeżeli już, to słabo płatna.
Loach nie ogranicza się jednak niestety w filmie do tego, co zawsze potrafił: ostrej, ale wyrozumiałej dla wykluczonych społecznej diagnozie, wzmacnia natomiast tematyką uchodźczą. Celem niewybrednych komentarzy stałych lokatorów "The Old Oak" są imigranci z Syrii. Właściciel pubu, TJ czyli Tommy Joe Ballantyne (Dave Turner), początkowo stara się nie wtrącać do rasistowskich pogwarek piwnych kumpli, to oni w końcu zapewniają mu przetrwanie, ale pod wpływem przyjaźni z młodą Syryjką, fotografką Yarą (Ebla Mari), zmienia się diametralnie. I on, i pub, i świat.
To jest naiwne, niewiarygodne, życzeniowe, przy tym niewzbudzające większych emocji u widza: żadnego współczucia czy empatii, jedynie rodzaj zniechęcenia. Dobroczynność i przemiana świata wydają się w tym przypadku niewiarygodne, tym bardziej, że uchodźczynie z Syrii, z Yarą na czele, nie są nawet pełnoprawnymi postaciami, tylko katalizatorami pewnych haseł i pojęć.
W rozmowie z Robertem Birkholcem (opublikowanej na stronie Filmoteki Narodowej), Loach, w kontekście "The Old Oak", mówił: "(...) Myślę, że nadzieja jest we wspaniałomyślności ludzi. W solidarności. W tworzeniu ludzkich więzi. Największą bronią, jaką mamy, jest solidarność, bo - by zacytować angielskiego poetę Shelleya - nas jest wielu, ich jest garstka. Jedność ludzi - klasy robotniczej, mówiąc językiem tradycyjnym - czyni nas niezwyciężonymi. To jest właśnie źródło nadziei i to jest właśnie to, na czym Yara zazwyczaj skupia obiektyw. Momenty wymiany międzyludzkiej, komunikacja między ludźmi, o których nigdy nie pomyślelibyśmy, że mogą się porozumieć".
Wspaniałe słowa, pasujące do stylu Kena Loacha. Tyle że w tym filmie tego nie ma.
6/10
"The Old Oak", reż. Ken Loach, Wielka Brytania, Francja, Belgia 2023, dystrybutor: Aurora Films, polska premiera kinowa: 10 maja 2024 roku.