Reklama

"Lost River" [recenzja]: Utopione marzenia

Napięcie sięgnęło zenitu. Ryan Gosling nakręcił swój debiutancki film. Ambicje miał wielkie. Próbował opowiedzieć o koszmarze, w który zamienia się amerykański sen; o perwersji, o samotnej matce, jej dwóch synach i kryzysie ekonomicznym, dotykającym najbiedniejszych. W rolach głównych obsadził Christinę Hendricks i Saoirse Ronan. I zrealizował jeden z najbardziej rozczarowujących hitów tego lata.

Napięcie sięgnęło zenitu. Ryan Gosling nakręcił swój debiutancki film. Ambicje miał wielkie. Próbował opowiedzieć o koszmarze, w który zamienia się amerykański sen; o perwersji, o samotnej matce, jej dwóch synach i kryzysie ekonomicznym, dotykającym najbiedniejszych. W rolach głównych obsadził Christinę Hendricks i Saoirse Ronan. I zrealizował jeden z najbardziej rozczarowujących hitów tego lata.
Kadr z filmu "Lost River" /materiały dystrybutora

Debiut reżyserski Ryana Goslinga dowodzi niebywałej wrażliwości kanadyjskiego aktora, który zyskał sławę kreując postaci zimnych, szlachetnych przestępców. Niestety, niczego więcej. W swoim bardzo efektownym, ale jeszcze bardziej powierzchownym filmie Gosling złożył hołd artystom, którzy wynieśli go na aktorskie szczyty (głównie Nicolasowi Windingowi Refnowi) oraz tym, którzy wprowadzili w jego życie najwięcej magii i tajemnicy - Terrence’owi Malickowi i Davidowi Lynchowi. Mowa tu o wielkich nazwiskach i pięknych filmach. W debiucie Goslinga wielkość ujawnia się jednak tylko pod postacią przerostu formy nad treścią.

Reklama

Nachalna estetyzacja świata działa na ten film jak kryptonit na Supermena - osłabia siły i zabija tkwiący w historii potencjał. "Lost River" jest jak koszmarny sen, wypełniony ekstrawaganckimi, tajemniczymi postaciami. Po przebudzeniu nie pamięta się z niego jednak wiele więcej, niż zielonych, czerwonych i niebieskich plam światła. Zostaje pustka, abstrakcja, wrażenie. Gosling skupia znacznie więcej uwagi na dobieraniu filtrów, niż prowadzeniu aktorów. Niewielu z nich odnajduje się w rzeczywistości zbudowanej z barwnych form i idei. Na swoim miejscu jest tylko Bully (Matt Smith) - samozwańczy król władający przedmieściami Detroit - miasta, na którym Charlie LeDuff w zbiorze reportaży dokonuje zjawiskowej sekcji zwłok Ameryki. W postać Bully’ego jest wpisana wielka ironia; jak w lustrze odbija się w tej postaci Ameryka znana także z filmów Harmony‘ego Korine’a.

Goslingowi zabrakło jednak spójnej autorskiej wizji i zdecydowania, by podążać w jednym, świadomie obranym kierunku. Debiutujący reżyser próbował różnych ścieżek i sprowadził swoje postaci na manowce. Każdy jest tu bohaterem własnej bajki. Billy (Christina Hendricks) to samotna, zabiedzona, ale przepiękna matka. Zawsze perfekcyjnie umalowana i uczesana. Namówiona na wzięcie kredytu, na jaki nigdy nie było jej stać wpada w długi, z których wyciągnąć ją może tylko praca w nocnym klubie.

Sfrustrowani mieszkańcy biednych amerykańskich miast szukają w nim ujścia dla swoich emocji. Obserwują perwersyjne akty inscenizowanych na scenie morderstw. To moment, w którym aż w oczy kolą inspiracje kinem Dario Argento - mistrza gore, wielbiciela krągłych kobiecych kształtów. W czasie, gdy matka wchodzi w kolejne kręgi piekielne jej syn Bones (Iain De Caestecker) zainspirowany opowieścią sąsiadki (Saoirse Ronan) szuka skarbu zatopionego przed laty w pobliskim zbiorniku retencyjnym. Nad przebiegiem wypadków i finansami rodziny czuwa sfrustrowany seksualnie bankier, Dave (Ben Mendelsohn) i Gosling - coraz bardziej odklejony od rzeczywistości, zatopiony we własnych snach.

Bohaterowie krążą po świecie zbudowanym z klisz i sekretów; świecie pięknym, ale nudnym. Umierające Detroit ukazane w esejach LeDuffa tętni życiem. Goslingowi nie udało się zbudować w obrazach napięcia, które dziennikarz zdołał oddać w słowach. Trudno też powiedzieć, kogo miała zachwycić "Lost River". Fanów Goslinga czy poetyckiego kina społecznego? Udało się takie stworzyć Benhowi Zeitlinowi, kiedy w "Bestiach z południowych krain" wykorzystał realizm magiczny, by opowiedzieć o nowoorleańskiej biedzie. Goslingowi zabrakło bohatera, który wprowadziłby nas w podobny świat i uwiarygodnił jego istnienie. "Lost River" to historia, której przyświeca zagubienie. Zgubiona jest jednak nie tylko filmowa rzeczywistość i zamieszkujące ją postaci, ale i sam reżyser, który zatracił się w miłości do surrealnej wizji, jakiej charakteru nie udało mu się oddać na ekranie.

5/10

"Lost River", reż. Ryan Gosling, USA 2015, dystrybutor: Best Film, premiera kinowa: 10 lipca 2015 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Lost River | Ryan Gosling
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy