Reklama

Kto wypuścił rysia z klatki?

"Ryś i spółka" ("El Lince perdido"), reż. Manuel Sicilia i Raul Garcia, Hiszpania 2008, dystrybutor Kino Świat, premiera kinowa 30 lipca 2010 roku.

Dzieci, nie próbujcie tego w domu! Reklamowany nazwiskiem jednego ze swoich producentów - Antonio Banderasa - film animowany "Ryś i spółka, czyli zwierzaki kontratakują" pokazuje, że prawdziwa wolność czeka dopiero za bezpiecznymi murami schroniska, a jedynym sposobem na uratowanie wymierającego gatunku jest prokreacja między jego najsilniejszymi przedstawicielami. Hiszpańską kreskówkę sponsoruje literka "d" jak "darwinizm".

Początek sugeruje zgoła inny "morał". W temat wprowadza nas zrealizowana z topornym melodramatyzmem scena: furgonetka odnajduje na pustkowiu zwłoki anonimowego rysia, grany na skrzypcach motyw informuje o ogromie tej straty, a gdzieś w ludzkiej siedzibie znika kolejny punkcik na zoologicznej mapie. Tytułowy bohater ma problem z upolowaniem pojedynczego królika, więc decyzją swoich samozwańczych obrońców trafia do klatki.

Reklama

Na horyzoncie pojawia się ktoś, kto planuje zastosować wobec zagrożonej fauny znacznie szerzej zakrojoną prewencję i protagonista oraz inne zwierzątka-ciamajdy muszą wziąć sprawy we własne łapy, pazury oraz kopyta. Podczas finałowego starcia Natury z Kulturą ich bronią okazują się nie tylko przyrodzone atrybuty, ale też wady - ryś uczy się, że własnego pecha można wykorzystać jako całkiem skuteczną broń.

Zarzut wobec ludzkiej ignorancji w "Rysiu i spółce" nie zostało jak w "WALL-E" czy "Astro Boyu" ubrany w szaty apokaliptycznej metafory i żadne dziecko nie powinno zakrztusić się w czasie seansu popcornem. Mimo to, zaskoczenie jest spore - kiedy święcące triumfy na naszych ekranach "Zaćmienie" radzi nastolatkom rozładowywać swoje popędy za pomocą cierpiętniczych spojrzeń, najmłodszym widzom proponuje się bajkę o podtrzymywaniu gatunku. Ktoś zaprotestuje pewnie, że to tylko zwierzęta, ja odpowiem natomiast, że mówią one ludzkim głosem.

Tego głosu w polskiej wersji użyczyli im m.in. Marcin Hycnar, Jerzy Kryszak oraz Julia Kamińska. Humor stoi tutaj na niezłym poziomie, a obok warstwy komediowej ważną rolę odgrywa wątek sensacyjny: są tutaj wojskowe helikoptery oraz ludzie w noktowizorach. Naładowany adrenaliną i rozgrywający się w tajnej siedzibie szalonego geniusza finał jest już żywcem wzięty z którejś części o najsłynniejszym agencie Jej Królewskiej Mości.

W skrócie - ubaw po pachy i tylko toporna animacja psuje nieco odbiór. Krajobrazy - surowe, kamieniste, spalone słońcem - jeszcze cieszą oko, ale niestety postacie zwierząt przypominają obłe manekiny do crashtestów. Trudno kibicować przedmiotom i jeśli mam być szczery, to wcale nie płakałbym, gdyby te rysie wyginęły.

6/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: klatki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy