Księżyc złocisty nade mną, prawo moralne we mnie
Saga "Zmierzch": Przed świtem - część 1 ("The Twilight Saga: Breaking Dawn - Part 1"), reż. Bill Condon, USA 2011, dystrybutor Monolith Films, premiera kinowa 18 listopada 2011 roku.
Kilka tygodni temu świat obiegła sensacyjna wieść o tym, że nowa, długo oczekiwana część ''Zmierzchu'' otrzymała kategorię wiekową ''R'' (odpowiednik naszego: ''dozwolone od lat 18"). Producenci, najwyraźniej bojąc się, że bileterzy zamkną sale kinowe przed głównym targetem filmu, usiedli nad stołem montażowym, wycinając co smakowitsze kąski. Źle się stało, bo mimo obietnic dostajemy chyba najgrzeczniejszą i najbardziej uładzoną część spośród wszystkich partii. I najbardziej parafiańską.
Tym samym w obrębie cyklu nie dokonuje się żadna transgresja. Pierwszy segment ''Przed świtem'' jest ufundowany na tych samych ideałach, które są budulcem całej serii. ''Zmierzch'' jako całość pozostaje więc bastionem najbardziej konserwatywnych wartości; najnowszy element układanki nic w tym względzie nie zmienia.
O ile wcześniejsze odsłony wałkowały głównie kwestię seksu przedmałżeńskiego (a szerzej - jego negatywnych konsekwencji), o tyle w ''Przed świtem'' ów problem zostaje zażegnany. Edward i jego narzeczona stają w końcu na ślubnym kobiercu, co daje im moralne prawo do przespania się ze się sobą. Centralne, kluczowe dla całej sagi wydarzenie zostaje zamknięte w kilku grzeczniutkich, wstydliwych ujęciach (ach, ślad po cenzorskich nożycach widać gołym okiem!), ale nic to, bo wkrótce okazuje się, że Bella jest w ciąży. Istnieje zagrożenie, że poród może zagrozić jej życiu. I tu wyłania się w końcu główny temat nowego ''Zmierzchu'': aborcja. Za i przeciw. Albo raczej: żadnych za, same przeciw.
Prześledźmy to: Eddy i Bella idą ze sobą do łóżka, nie przedyskutowawszy wcześniej kwestii antykoncepcji. Brak rozwagi, źle rozpracowany kalendarzyk... Tak tak, młody człowieku, to może skończyć się brzemiennością! Czy w takim wypadku można brać pod uwagę usunięcie płodu? Spory dylemat, zwłaszcza że przyjście na świat młodego Cullena może mieć poważne konsekwencje dla zdrowia mamy.
Sama zainteresowana jest niestety wyłączona z dyskusji. Oczywiście szepcze coś o chęci donoszenia ciąży do końca, ale prawdziwa decyzja należy tutaj do mężczyzn. Pozbawiona autentycznego wyboru Bella staje się tutaj rodzajem inkubatora dla dwójki adoratorów oraz wilczej i wampirzej familii, którzy - każdy z osobna lub kolektywnie - próbują pokierować losem kobiety i nienarodzonego dziecka. Ten wątek, obok wszechogarniającego kiczu, do którego od biedy można jednak przywyknąć po trzech wcześniejszych częściach, jest najbardziej zawstydzającym elementem najnowszej odsłony ''Zmierzchu''.
Inne kwestie, jak kryzys tożsamościowy Jacoba, rozdartego pomiędzy miłością do Belli a lojalnością wobec swojego plemienia, schodzą kompletnie na dalszy plan. Raz jeszcze moralizatorski wymiar historii odsłania pretekstowość fabuły. Podtekst staje się tekstem, więc oglądanie ''Przed świtem'' bez okularów z kampowym filtrem będzie męczącym i autentycznie żenującym doznaniem. Wszystkich, których zniechęciłem dostatecznie, pragnę pocieszyć: zawsze można potraktować nowy ''Zmierzch'' jako ćwiczenie filmowe z gatunku: nakręć film podług zasad Kodeksu Hayesa (przypomnijmy: surowych prawideł czuwających nad poprawną moralnie wymową hollywoodzkiego kina) nie zważając na fakt, że Kodeks nie obowiązuje już prawie pół wieku.
2,5/10
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!