Krylowo i sventastycznie
"Happy Feet: Tupot małych stóp 2 3D" ("Happy Feet 2 in 3D"), reż. George Miller, Australia 2011, dystrybutor Warner Bros., premiera kinowa 2 grudnia 2011 roku.
Nagrodzony Oscarem "Happy Feet: Tupot małych stóp" zachwycał świeżością, uroczym stepującym pingwinkiem, inteligentnym wykorzystaniem mody na taniec (tańce z gwiazdami i inne "step up-y"), serwując najmłodszym bajkę z morałem i ekologią w tle. W części drugiej George Miller postarał się, by mały, śliczny pingwinek wzruszał już przez cały film pod postacią synka Mumbo - Eryka, technika 3D tym bardziej, ale traci na tym niestety sama opowieść.
"Happy Feet: Tupot małych stóp 2" nie jest zły, ale zauroczonych pierwszą częścią dorosłych może znużyć. Spodoba się widzom najmłodszym? Zapewne. I zauroczy wizualnie. Niemniej znalazło się w drugiej części kilka mocniejszych punktów, które ratują całość.
Tym razem wyrzutkiem w gronie pingwinów okazuje się malutki Eryk (godny podziwu dubbing małego Igora Rafińskiego), który tańczyć nie umie, jest nieśmiały, lecz w finale ujawni talent niezwykły.
Gdy pingwinek trafia z kolegami do pingwinów Adeli na czele z pingwinem skalnym - Lovelasem (Marek Ślusarski), teraz w stylu reggae, ulega fascynacji "pingwinem" zza svenskiej wody - Svenem (Cezary Pazura), który jako jedyny umie latać. Wyznaje on zasadę, że "jeśli czegoś chcesz, musisz tego pragnąć, a jeśli czegoś pragniesz, będzie twoje", co bardzo podoba się Erykowi. Zamiast na historii miłosnej, jak w części pierwszej, film skupia się na relacjach synowsko-ojcowskich, kwestii akceptacji inności drugiego człowieka, fałszywego wizerunku kreowanego na potrzeby sławy, w końcu, umiejętności współpracy w obliczu zagrożenia i niesienia pomocy.
Ciekawym - i chyba najlepszym pomysłem - była równoległa do opowieści Eryka historia dwóch małych kryli, Billa (Wojciech Mecwaldowski) i Willa (Tomasz Kot), które robią "mały krok dla kryla, lecz ogromny dla bezkręgowców", chcąc ewoluować w stronę drapieżnictwa i mają swój widowiskowy skądinąd udział w finale filmu.
Jawne podteksty homoseksualne mogą się wydawać dość odważne, jak na film dla dzieci i dość mocnym mrugnięciem okiem w stronę rodziców, niemniej mieniące się na tle granatowej wody kryle wzmacniają wydźwięk głównej historii - o byciu sobą, ciekawości świata i potrzebie wsparcia, a przede wszystkim wydobywają co najlepsze z 3D. Skala mikro, w jakiej się poruszają, sprawia, że oglądamy każdy włosek czy płatek śniegu w najdrobniejszych szczegółach. Ich wąsy wychodzą z ekranu, a one same ze swoimi wielkimi oczami wręcz na nas wpadają. Zresztą same w sobie to sympatyczne stworzonka, jak się okazuje, ze zdolnościami tanecznymi.
Miller otwiera film mocnym akcentem - tańczące i śpiewające pingwiny królewskie na czele z Glorią (Sonia Bohosiewicz) i Mambo (Bartosz Obuchowicz). Technika poszła naprzód, a za nią i umiejętności pingwinów, doskonale zsynchronizowanych i dopracowanych do każdego włoska. Całości brakuje jednak elementu zaskoczenia. Oczywiście znamy już bohaterów, stąd istotne są żywe dialogi i akcja, a ta jest dość wątła (Mambo i Eryk muszą wydostać uwięzione w dolinie pingwiny), stąd najciekawiej robi się, gdy na ekranie pojawiają się właśnie małe kryle, które chcą w końcu spróbować na podwieczorek czegoś, "co ma twarz".
Co umyka, to ów ekologiczny wydźwięk. Owszem, Lovelas uratowany zostaje przez "obcych", gdy wpada w plamę ropy i można się domyślić, że topniejące lodowce to wynik globalnego ocieplenia. Nie jestem jednak pewna, czy będzie to jasne dla dzieci. Tu zapewne jest już pole do popisu dla rodziców. George Miller jest zbyt wytrawnym znawcą przemysłu rozrywkowego, by wypuścić coś, co rozrywką nie będzie. "Happy Feet 2" bawi i nie wątpię, że mały, puchaty Eryk wkrótce zaludni półki sklepów z zabawkami i znajdzie się pod choinkami.
4,5/10
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!