"Królowa Hiszpanii" [recenzja]: Królowa Penélope Cruz

Penélope Cruz w scenie z filmu "Królowa Hiszpanii" /materiały dystrybutora

Dialogi i humor sytuacyjny to najmocniejsze punkty tej zabawnej farsy na Hollywood i jego wielkie gwiazdy, Hiszpanię lat 50. i jej wielkiego generała Franco. Penélope Cruz, która zagrała w obrazie główną rolę, błyszczy w nim i chociaż każe nam na siebie czekać aż 30 minut, to warto, bo od tego momentu tak naprawdę zaczyna się ten film.

Nieprzypadkowo miejsce akcji osadzone zostało w latach 50., a film rozpoczynają fragmenty kronik filmowych z czasów, gdy generał Franco doszedł do władzy. Migają nam obozy koncentracyjne i zakończenie II wojny światowej. Polityka i historia odgrywają duże, chociaż drugoplanowe znaczenie dla przebiegu fabuły w tym filmie.

Na plan amerykańsko-hiszpańskiej superprodukcji zjawia się wielka Macarena (Cruz). Słynna aktorka z Hollywood urodziła się w Hiszpanii i po latach do niej wraca, by zagrać w filmie o królowej Hiszpanii. Oczywiście gra główną rolę. Reżyserem jest słynny amerykański twórca, który wygląda jakby miał 100 lat, ale wszyscy kłaniają mu się w pas. Na planie wszystko jest nie tak. Reżyser zasypia. Scenarzysta nie chce podpisywać się pod scenariuszem, a główna aktorka romansuje z chłopakiem z obsługi.

Reklama

Nie tylko Macarena jest gościem na planie. Zjawia się też słynny, dawno niewidziany reżyser Fontiveros, który wzbudza ogólne zainteresowanie. Gdy zostaje aresztowany, aktorzy postanawiają mu pomóc.

"Królowa Hiszpanii" wygląda trochę tak, jakby uciekła spod ręki Pedro Amodovara. Jest cudaczna, zabawna, złośliwa, przerysowana, kolorowa i wesoła, a jednocześnie melodramatyczna, jakbyśmy znaleźli się na planie telenoweli, która balansuje na granicy rzeczywistości i snu. Na jej kolory i odcienie składa się korowód różnobarwnych bohaterów, których słowa i czyny bawią nas do łez. Nie zapomnę postaci Juliana Torralba (początkujący aktor gotowy na wszystko dla sławy), którą zagrał Jorge Sanz i niezastąpionego kierownika na planie Pepe Bonilli, w którego wcielił się Javier Camara - znany zresztą z filmów Almodovara. Nie mogę zapomnieć też o kobietach! Ten obraz potwierdził jedną rzecz. Penélope Cruz jest królową kina. To ona tak naprawdę niesie ten film. Bez niej nie byłoby "Królowej Hiszpanii". Jak już wspomniałam, każe nam na siebie czekać 30 minut, ale gdy już się pokazuje, to akcja przyspiesza, a film robi się ciekawy, zabawny, a momentami nawet mocno ekscytujący.

7/10

"Królowa Hiszpanii" [La reina de España], reż. Fernando Trueba, Hiszpania 2016, dystrybutor: Hagi, premiera kinowa 9 czerwca 2017 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy