"Kosmos" [recenzja]: Chaos

Kadr z ostatniego filmu Andrzeja Żuławskiego "Kosmos" /materiały prasowe

Kosmos to jeden wielki bałagan. To worek bez dna, do którego wrzucono ludzi, zwierzęta, przedmioty, krajobrazy, gesty, słowa i myśli. Czy pomiędzy tymi bezładnie obijającymi się o siebie elementami istnieją jakieś ukryte zależności? Czy da się je połączyć tak, aby stworzyły konstelacje, wyraźne i znaczące kształty?

Tego trudnego zadania podejmuje się Witold, główny bohater równocześnie błazeńskiego i ambitnego filmu Andrzeja Żuławskiego.

Ten młody mężczyzna razem z kolegą odpoczywa w nadmorskiej miejscowości, gdzie co chwilę natrafia na intrygujące znaleziska i detale: powieszonego ptaka czy zdeformowane usta pewnej dziewczyny. W jego głowie te wszystkie obrazy układają się w ciągi skojarzeniowe. Stopniowo rodzi się w nim obsesja. "Brutalna siła uporczywej myśli", mówi w pewnym momencie, patrząc się groźnie w stronę widzów. A potem powtarza to głosem Kaczora Donalda, próbując zakpić z siebie lub na dobre tracąc zmysły.

Zaczerpnięta z książki Witolda Gombrowicza historia służy tutaj do opowiedzenia o naturze i meandrach procesu twórczego. Bohater, grany przez długowłosego i wychudzonego Jonathana Geneta, jest artystą, a konkretnie: aspirującym pisarzem. Literatura stanowi dla niego główny sposób na radzenie sobie z natłokiem doznań. Waląc w klawiaturę komputera i zapełniając kolejne strony rzędami liter, Witold stara się zrozumieć świat: ująć go w ramy narracji, a przez to nadać mu kształt i sens.

Reklama

W trakcie seansu na wszystko patrzymy oczami Witolda, napędzanego przez młodzieńczą pasję i dręczonego przez przybierającą na sile neurozę. Z jego perspektywy rzeczywistość wydaje się w równym stopniu piękna i przytłaczająca: bogata w kolory, kształty i faktury, pełna gwałtownych i absurdalnych zdarzeń, zaludniona przez tłum barwnych i przerysowanych postaci. W jej centrum znajduje się, rzecz jasna, kobieta - niespełniona aktorka Lena, kusicielka, która jest wyraźnie adorowana przez kamerę.

Wraz z biegiem akcji okazuje się, że filmowy kosmos jest naznaczony Witoldem w jeszcze większym stopniu, niż można było na początku przypuszczać. Bohater nie tylko doświadcza go i opisuje, ale i wymyśla, współtworzy. Zapisane przez niego słowa są później wypowiadane przez innych ludzi. Jego pragnienia urzeczywistniają się w nagły, niewiarygodny sposób.

"Kosmos", który Żuławski zrealizował po kilkunastu latach milczenia i na krótko przed śmiercią, stanowi ciekawe uzupełnienie jego wybuchowego dorobku. Chociaż nie jest on tak ekstremalny jak "Diabeł", "Opętanie" czy "Szamanka", to odznacza się typowym dla tego reżysera upodobaniem do przeróżnych ekscesów. Dawną wściekłość zastępują tutaj energia i entuzjazm. To frazes, ale czuć w tym filmie radość z artystycznej pracy - z tych mozolnych, będących w gruncie rzeczy donkiszoterią prób odnalezienia porządku we wszechobecnym chaosie.

8/10

"Kosmos" (Cosmos), reż. Andrzej Żuławski, Portugalia, Francja 2015, dystrybutor: Bomba Film, premiera kinowa: 1 lipca 2016 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Kosmos (2015)
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy