"Konwój" [recenzja]: Zabawa i nauka

Kadr z filmu "Konwój", fot. Jacek Drygała /materiały dystrybutora

"Konwój" Macieja Żaka jest filmem, który niezamierzenie staje się swoją własną metaforą. Ekranowa historia, podobnie jak znajdująca się w jej centrum więźniarka, która transportuje groźnego pedofila, na początku posuwa się do przodu z rutynową pewnością, aby z czasem zjechać na manowce.

Zanim jednak nabierzemy ochoty na ukrycie twarzy w dłoniach, "Konwój" przez pierwsze kilkadziesiąt minut wygląda na przyzwoity film sensacyjny. Porwane, enigmatyczne sceny pobudzają ciekawość i wyobraźnię, stalowoszare zdjęcia kreują nieprzyjemną atmosferę, a miotająca się po wnętrzu samochodu kamera podkreśla nerwowość i dyskomfort, które towarzyszą bohaterom podczas podróży. Nawet jeśli poszczególni aktorzy grają na pół gwizdka - Robert Więckiewicz i Janusz Gajos z niezbyt dobrze maskowanym znudzeniem wcielają się w typowe dla siebie role twardych, zmęczonych facetów, a Tomasz Ziętek ogranicza zakres środków ekspresji do zmarszczonego czoła i chłopięcego pisku - to nietrudno wejść w świat tego filmu, poczuć go i zainteresować się nim.

Wszystko bierze w łeb wtedy, gdy Żak odsłania fabularne karty: oto okazuje się, że dyrektor aresztu śledczego zlecił jednemu z podwładnych wykonanie egzekucji na degeneracie. Winy za to nie ponosi jednak sam pomysł na intrygę, który być może nie jest szczególnie błyskotliwy, ale nadaje się na punkt wyjścia dla mocnego, trzymającego za gardło kina.

Reklama

"Konwój" zawodzi chociażby dlatego, że we wspomnianym momencie rozpada się na chaotyczny ciąg scenek, w czasie których bohaterowie bez wystarczająco dobrze zarysowanego powodu zmieniają zdanie odnośnie tego, co zrobić z więźniem. Mimo że z zaciśniętymi zębami toczą w myślach psychomachie, głośno przeklinają, celują do siebie z pistoletów i dają sobie po mordach, trudno przejąć się ich zmaganiami, ponieważ kierujące nimi motywacje wydają się niejasne lub wirtualne - wszyscy są pionkami, którymi Żak porusza z graniczącą z arogancją dezynwolturą.

Twórca "Konwoju" tak naprawdę nie jest zainteresowany zrealizowaniem filmu rozrywkowego. Ma znacznie większe ambicje. Traktuje konwencję thrillera jako kostium dla przypowiastki o tym, że chęć wymierzenia sprawiedliwości za wszelką cenę jedynie nakręca spiralę przemocy, prowadzi do niekończącej się wymiany ciosów, w której ofiarami stają się niewinni ludzie. Dlatego właśnie prowadzi intrygę w tak niechlujny sposób. Dlatego też w pustym, pretensjonalnym geście zaburza tok narracji i kulminacyjną strzelaninę pokazuje w środku epilogu jako zdawkową retrospekcję. Zamiast solidnej dawki akcji serwuje konkluzję wyglądającą jak poroniona fantazja o kinie moralnego niepokoju - można znaleźć w niej obrazek, na którym niebo płacze nad losem udręczonego grzesznika, i monolog, w którym ów grzesznik tłumaczy swoje racje na użytek tych mniej rozgarniętych widzów.

4/10

"Konwój", reż. Michał Żak, Polska 2017, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa: 13 stycznia 2017 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Konwój (2016)
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy