Reklama

"Kongres": Historia Robin W. [recenzja]

Robin W. to aktorka doskonała. Jej kariera kończy się nagle i Robin ma w tym swój udział. W końcu wybiera rodzinę zamiast kolejnych ról, kampanii reklamowych i biznesowych eventów. Robin wycofuje się z biznesu. Woli poświęcić czas dwójce dzieciaków. Jest samotną matką, a jej młodszy syn Kodi cierpi na nieuleczalną chorobę. O ojcu dzieciaków nie ma ani słowa.

Scenariusz "Kongresu" Ariego Folmana powstał na podstawie "Kongresu futurologicznego" Stanisława Lema.

Postać Robin W. to jedna z bardziej efektownych ingerencji w narrację wykreowaną przez Lema. Zastępuje ona bowiem Ijona Tichy'ego - futurologa, który nie tylko "opowiada" swoją historię wyprawy na Ósmy Światowy Kongres Futurologiczny, ale przede wszystkim tworzy intymny dziennik "po katastrofie" - zapisuje nowomowę, odnotowuje halucynacje, pieczołowicie wylicza specyfiki "nowej, chemicznej egzystencji".

Robin W. ma być w filmie Folmana punktem wyjścia do połączenia kreacji pisarskiej ze światem kina. Aktorka, która kiedyś wybrała niezależność twórczą i w końcu zrezygnowała z kariery, dostaje propozycję nie do odrzucenia. Studio "kupuje" jej empoi - skanuje jej postać, aby od tego momentu odtwarzać wszystkie kolejne role Robin w komputerze praktycznie bez jej zgody. Kontrakt stanowi coś w rodzaju glejtu na nieśmiertelność twórczą, ale jednocześnie uniemożliwia wybór. Od tego momentu Robin W. nie będzie mogła odmówić znienawidzonego sci-fi, czy filmu holokaustowego. Jej postać wcieli się w każdą rolę.

Reklama

Futurologiczny świat znany z przygód Tichy'ego zastępuje tu animacja. Narkotyczne wizje towarzyszą Robin, choć chyba od samego początku wiadomo, że bez względu na zmiany cywilizacyjne i dominację narkotycznych wizji i koszmarów matka pragnie odnaleźć swojego syna. Problem z filmem Folmana polega właśnie na tym, że całość "podróży" Robin zostaje ograniczona do matczynej miłości i tęsknoty. W kontrze do tak silnej postaci uosabiającej "dobro i prawdę", iluzyjny świat po kongresie i przebudzeniu głównej bohaterki staje się papierową wizją czegoś niemożliwego. Nie ma znaczenia, czy w nowej cywilizacji królują chemiczne "maskony", czy inne halucynogeny. Najważniejsze są wartości uniwersalne, które społeczeństwa porzuciły na rzecz taniej projekcji. Kiedy Robin na chwilę przeskakuje do "prawdziwego wymiaru", błąkające się tam istoty przypominają karykatury, które gdzieś kiedyś zapomniały o tym, że najważniejsze bywają uczucia i emocje. Na dokładkę wszystkiemu winna jest oczywiście popkultura i tania, wizualna rozrywka.

Historia Robin W., czyli Robin Wright, grającej praktycznie samą siebie, nie porywa także w tym aspekcie. Wizja Folmana jest przewidywalną, konserwatywną diagnozą współczesnego świata nastawionego na konsumpcję "tak po prostu". W kontrze mamy matkę, godną poświecenia bohaterkę, której od czasu do czasu zdarza się nawoływać "niewiernych" do powrotu do kanonu.

"Kongres" Folmana przypomina bardzo naiwny rebus, który można rozwiązać na poczekaniu, ale praktycznie nie ma żadnego znaczenia. Wszystkie tropy "futurologiczne" to rozpoznany arsenał. W połączeniu z wizją świata popkultury przyszłości nowa cywilizacja Folmana staje się nie do zniesienia. Nie pomaga jej również animacja, która w "Walcu z Baszirem" stanowiła genialne formalnie posunięcie. W przypadku "Kongresu" wydaje się być narzuconą z góry metodą wizualizowania fantazji.

6/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Kongres" ("The Congress"), reż. Ari Folman, Polska, USA, Izrael, Niemcy, Francja 2013, dystrybutor: Gutek Film, premiera kinowa: 13 września 2013 roku.

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy