Kojarzysz mi się z porażką
"Pożyczony narzeczony", reż Luke Greenfield, USA 2011, dystrybutor: Monolith, premiera kinowa: 27 maja 2011
Podobno zwykle jest tak, że przyjaciółki dobierają się na zasadzie "lepsza - gorsza". Niektóre lubią rywalizację, zazdrość motywuje. Chcą czuć władzę, aktywne - mieć szerokie pole działania. Te drugie - bierne, skromne i nieśmiałe - czują się bezpiecznie żyjąc w czyimś cieniu. Między Rachel i Darcy jest to wszystko naraz. O dziwo, "Pożyczony narzeczony" Luke'a Greenfielda nie jest filmem przeładowanym, scenariusz się nie sypie, a bohaterowie nie upadają pod ciężarem grubych żartów.
Luke Greenfield nie ma za sobą zbyt chlubnej przeszłości jako reżyser mniej lub bardziej znanych, zwykle kiepskich komedii romantycznych. Bohaterki jego najnowszego filmu - Darcy (Kate Hudson) i Rachel (Ginnifer Goodwin) od wielu długich lat piszą jednak scenariusz wspólnego, doskonałego życia. Poznały się w wieku przedszkolnym, razem przedzierały się przez zawiłości dojrzewania, dzieliły jednego chłopaka, poszły do tego samego college'u - wszystko uwieczniły na zdjęciach.
Wchodzimy w ich życie, kiedy Rachel kończy 30 lat - główną bohaterką uczyńmy zatem właśnie nią. Jeśli jednak będziemy dążyć do porównań i postawimy przyjaciółki obok siebie, okaże się, że wspomniana we wstępie antynomia "gorsza-lepsza" to motor napędowy filmu Greenfielda.
Na pierwszy rzut oka postaci są narysowane grubą kreską, ale reżyser starał się równomiernie rozkładać akcenty. Darcy jest energiczną blondynką, lubi się bawić, zabawa jest beztroska. Tego wszystkiego potrzeba Rachel - skromnej prawniczce, noszącej ładnie skrojone, ale mało seksowne garsonki i białe bluzki, która z elegancją wycofuje się z każdej sytuacji, wymagającej od niej ziarna egoizmu. Rachel boi się zranić innych. Nie potrafi wcielić w życie schematu działania przyjaciółki - wypatruj, zapragnij i weź. Darcy ma wszystko, bo nigdy nie dopuściła do siebie myśli, że coś może się nie udać. Darcy ma też Dexa (Colin Egglesfield) w roli narzeczonego - jedynego mężczyznę, którego Rachel kochała. Wyparła uczucie, to oczywiste.
Trzydziestka to ostatni dzwonek, aby się do niego przyznać? Nadejdą zmiany? Bez wątpienia. Nie zapominajmy, że oglądamy komedię romantyczną. Czekają nas zatem też porażki? Tylko te drobne, szybko zastępowane przez sukcesy. Scenariusz filmu jest zadziwiająco dobrze napisany (pozwolę sobie pominąć żenującą scenę tańca w piżamach). Reżyser nie wpadł w sidła taniego sentymentalizmu, nie operuje też głupotą, która pozwala dużej grupie reżyserów wziąć opowiadaną historię w nawias i bronić się przed krytyką obarczając odpowiedzialnością schemat fabularny narzucony przez gatunek.
Jako że główną bohaterką jest Rachel i postrzegamy sytuacje w świecie przedstawionym z jej punktu widzenia, widzimy świat w barwach nieco subtelniejszych niż zazwyczaj. Co zadziwiające, lubimy ją bardziej, choć to ona dopuszcza się zdrady jako pierwsza. Może to kwestia przekonania, że kiedy grzechy popełniają grzeczne dziewczynki - jest ciekawiej? Może to zaszczepiona w dzieciństwie wiara, że (naturalnie!) Kopciuszek w finale bajki staje się księżniczką? Może to wszystko naraz sprawia, że film ogląda się zaskakująco dobrze, a podczas projekcji towarzyszyć może tylko przekonanie, że reżyser żonglujący banałami ani razu nie upuszcza podrzuconych do góry piłeczek.
5/10
Ciekawi Cię, co jeszcze w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!