"Kochankowie jednego dnia" [recenzja]: Rozdarte serce

Fotos z filmu "Kochankowie jednego dnia" /materiały dystrybutora

Tragedia ma miejsce późnym wieczorem. Młodziutka Jeanne biega ulicami Paryża. Ciągnie za sobą walizkę. Ewidentnie coś w jej życiu właśnie się skończyło. Oczywiście wraca do swojego rodzinnego domu. Oprócz ojca nie ma nikogo. To jemu chce powierzyć swoje smutki i złamane serce.

W "Kochankach jednego dnia" w reżyserii Phillippe'a Garrela po raz kolejny w karierze mistrza francuskiego kina mamy do czynienia z seansem rozkładania na czynniki pierwszej ludzkiej emocjonalności. W świecie nic nie jest jednoznaczne. Szczególnie, jeśli nowa partnerka ojca ma tyle samo lat, co ukochana córka.

Jeanne (Esther Garrel) przeżywa zawód miłosny, w którym towarzyszy jej przede wszystkim Ariene (Louise Chevillotte). Przez jakiś czas trójkąt ojca (Eric Caravaca) z kochanką i córką działa w miarę bez zarzutu. Wiadomo - pojawiają się wzajemne niesnaski, ale to właśnie Ariene wyciąga zranioną dziewczynę z największych tarapatów.

Reklama

W trakcie wspólnych wieczorów wszyscy rozmawiają o miłości i związkach. Garrel komentuje każdy ruch swoich bohaterów, używając do tego postaci narratorki. W potoku myśli i słów pojawiają się zarówno pretensjonalne, filozoficzne odwołania, jak i realne potrzeby obowiązku bycia razem i odpowiedzialności. Gdzieś w tle wybrzmiewa temat młodości jako czasu eksperymentów, prób samobójczych i swobodnego seksu. Młode kobiety wzajemnie się wspierają, choć momentami wątki rywalizacji o względy jednego mężczyzny stają się najważniejsze. 

"Kochanków jednego dnia" można traktować jak błahą historyjkę miłosną skąpaną w stereotypowym francuskim sosie. Świat Garrela to czarno-biała, mieszczańska kraina intelektualistów, pracowników uniwersytetów i studentek, w którym rozmowy o kulturze urastają do rangi wiekopomnych dysput. Francuska klasa średnia zajmuje się tylko sobą i tylko własne dramaty chodzą jej po głowie. Naprawdę trudno już znieść tego typu obrazki z cyklu "o sobie samym".

Z drugiej strony w "Kochankach..." pojawiają się symptomy ironii i świadomości zużycia pewnego stylu opowieści. Zdrady i zazdrość opanowują życie bohaterów - zmuszają ich do irracjonalnych decyzji. Tym głosem rozsądku ma być wspomniana już narratorka, która co rusz wbija im szpilki. Pytanie tylko, czy ten zabieg działa odświeżająco, czy być może jeszcze bardziej uwidacznia niemoc twórczą nowofalowego autora? Garrel najwyraźniej nie ma kinematograficznych narzędzi, aby uciec od pretensjonalnego, mieszczańskiego światka.

 5/10

 "Kochankowie jednego dnia" [L'amant d'un jour], reż. Philippe Garrel, Francja 2017, dystrybutor: Aurora Films, premiera kinowa: 4 maja 2018

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama