"Kobiety mafii" [recenzja]: Kobiety, które naśladują mężczyzn

Katarzyna Warnke jako jedna z "kobiet mafii" /materiały dystrybutora

"Kobiety mafii" są znacznie lepiej zrealizowane niż "Botoks" czy "Pitbule" - w odróżnieniu od nich tu mamy do czynienia z pełnowymiarową historią, a nie zlepkiem epizodów, z których tylko część składała się na snutą przez Vegę opowieść. Gdyby oceniać najnowszy obraz reżysera jedynie w porównaniu z innymi jego dokonaniami, to można byłoby się pokusić nawet o "tróję z plusem". Niestety (czy może raczej: na szczęście!), w porównaniu z polskim kinem w ogóle, to wciąż poziom mierny. Gdyby Vega "Kobietami..." chciał zaliczyć rok w szkole filmowej, mógłby napotkać niezgodę egzaminatorów.

Twórca jednak nie musi się nikomu spowiadać z jakości. Jedyne co interesuje dystrybutora i producenta, to liczba sprzedanych biletów. A ta pewnie znów sięgnie okolic dwóch milionów, bo Vega korzysta z arsenału tych samych środków, którymi oczarował Polaków przy poprzednich produkcjach. Portretuje bohaterów, którzy są nieustannie doświadczani przez los, ale nie poddają się, nie składają broni, tylko dzielnie walczą, aż sytuacja się odmieni.

Vegi nie interesuje przy tym moralne rozliczanie postaw bohaterów, nie potępia tych, którzy działają przeciwko literze prawa. Zamiast tego po raz kolejny oddaje cześć ludzkiej zaradności, a więc cesze konotowanej z Polakami, którzy - jak powszechnie wiadomo - kombinować potrafią.

Reklama

Gdyby zaryzykować i umieścić "Kobiety mafii" w dyskusji o kinie narodowym, okazałoby się, że reżyser z jednej strony stworzył pean na cześć Polaków, ich siły i woli walki, z drugiej zaś - kultury i historii najnowszej. Bo choć zgodnie z tytułem bohaterkami filmu są mafiozki, to mafia nie jest przedstawiona z potępieniem. Vega ma do niej szacunek, traktuje ją jako część polskiego dziedzictwa. Może nie powinniśmy być z niej dumni, ale też nie wolno nam się jej wstydzić. Dzięki temu film idealnie trafia do konserwatywnej widowni - w "Kobietach mafii" takie wartości jak: miłość rodzicielska, wierność małżeńska, lojalność i honor odmienia się przez wszystkie przypadki.

To o tyle zabawne, że już sam tytuł wskazuje, że bohaterkami są kobiety. I tak jest - Vedze należą się wszelkie pochwały za to, że umożliwia rewolucji herstories (historii kobiet) należyte zaistnienie w nadwiślańskim kinie. Ale nie oznacza to wcale, że skoro panie zajmują większą część ekranowego czasu, będziemy mieli do czynienia z problemami kobiet czy jakąkolwiek inną wywrotową tematyką. Tak naprawdę wszystkie kobiety mafii są zbudowane na wzór mężczyzn - bezwzględnych i odważnych; kopiuje się to, co wypracowali faceci. Szkoda, że Vega nie próbuje wykreować kobiecej mitologii i zbudować tożsamości gangsterek, ale na jego korzyść przemawia to, że żyjemy w kraju, w którym nawet jego krok jest milowy. 

Szkoda też, że chociaż scenariusz powstał we współpracy z Grupą Mokotowską, na ekranie nie zobaczymy świata mafii w wydaniu, którego nie znaliśmy wcześniej. Przyjęta w filmie perspektywa pozwalała na zatoczenie znacznie szerszego kręgu i pokazanie, jak współpraca z mafią rezonowała na prywatność mafiozów - jak odbijała się na ich dzieciach, matkach, babciach i kochankach. Dla Vegi sceny rodzajowe z życia mafioza "po robocie" są jednak tym, co zabija, a nie rodzi kino. W "Kobietach mafii" ich nie uświadczymy, bo nie niosą za sobą odpowiedniej intrygi ani humoru, które stały się naczelnymi cechami filmu.

Reżyserowi dały podwójne ubezpieczenie - dzięki temu jego filmu nie da się zakwalifikować ani jako czczej komedyjki, choć humoru tu naprawdę nie brakuje, ani jako roszczącego sobie prawa do omawiania i komentowania rzeczywistości filmu na poważnie. Naprawdę sprytny ten Vega.

5/10

"Kobiety mafii", reż. Patryk Vega, Polska 2018, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa: 22 lutego 2018

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Kobiety mafii (film)
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy