To się doczekaliśmy. "Kobiety mafii" powróciły i dalej nie przebierają w środkach, aby udowodnić światu, również temu przestępczemu, że to one nim rządzą. O ile pierwszy rozdział naszych dziewczyn z ferajny był nawet poukładanym, posiadającym w sobie ślad scenariusza filmem, to już druga odsłona pokazuje twórczość naszego rodzimego "enfant terrible" kina gatunkowego w zdecydowanie jego gorszej wersji.
Chciałoby się rzec, ileż tu "dobra" w tym pomyśle... Wątków, epizodów, tropów i postaci. Patryk Vega idzie na całość, mnożąc to jedno, to drugie. A, że gubi po drodze fabułę, intrygę i jakiś logiczny ciąg, wydaje się tym być w ogóle niezrażony, a na pewno niezniechęcony.
Tak, tak. "Kobiety mafii" powrócą, o czym zaświadcza zdanie pojawiające się na tzw. "tyłówce". Zanim to jednak nastąpi mamy kontynuację historii, którą poznaliśmy niemal równo rok temu, i jak już wspomniałem była ona całkiem miłym zaskoczeniem po, chociażby "kultowym" już "Botoksie".
Zatem nasze niepokonane heroiny nie poddają się, choć łatwo nie jest. "Niania", której twarzy użycza Agnieszka Dygant, na dobre rządzi warszawskim półświatkiem, nie mając w najbliższym sąsiedztwie ani konkurencji, ani wrogów. "Spuchnięta Anka" o aparycji Katarzyny Warnke spędza czas w nie do końca luksusowym "kurorcie", ale za to dobrze strzeżonym i pod czujnym okiem umundurowanego personelu. "Siekiera", czyli nasza kryminalna femme fatale o urodzie i zmysłowości Aleksandry Popławskiej, zaszyła się w krainie opowieści tysiąca i jednej nocy, gdzie rozpala serca szejków i przypadkowych terrorystów.
Na scenie pojawiają się jeszcze dwie aspirujące do miana współczesnej Lady Makbet modliszki, czyli kolumbijska piękność dotknięta Zespołem Tourette'a Aida, w ciele samej Angie Cepedy oraz zupełny "świeżak", jakim jest córka gangstera Mata (Piotr Adamczyk), Stella. W nią wciela się Aleksandra Grabowska.
Co i jak będzie łączyło wszystkie pięć pań, ich ścieżki, relacje to trzeba zobaczyć. Patryk wyga sporządził bowiem taką miksturę, że jej skład, wzór, jest w istocie trudny do opowiedzenia.
Pomijając już samo wykonanie, reżyserię Vegi, jego zamiłowanie do bardzo czarnego i brutalnego humoru, balansującego na granicy dobrego smaku, a bardzo często daleko ją przekraczającego, film stanowi jeden wielki chaos, którym rządzi całkowita przypadkowość oraz osobliwy narracyjny freestyle.
Vega pisze sceny, a potem je wkleja, gdzie mu pasuje, albo gdzie popadnie. W efekcie ponad dwie godziny to stanowczo za dużo na coś, co wygląda na jeden wielki gag, parodię parodii, komedię na siłę, thriller sensacyjny przez przypadek. Plus szczypta telenoweli. I jeszcze, żeby reżyser pierwszego "Pitbulla" posłużył się pastiszem, dokonał autoparodii, zagrał z widzem, ale jednocześnie dał solidną, elementarnie skonstruowaną historię, byłby to całkiem wysmakowany kawał kina, łączącego ducha nawet Tarantino z ostrością "Sicario". No, ale nie jest. I długo nie będzie.
Przy okazji, kim jest postać grana przez Krzysztofa Czeczota? Oto jest pytanie... Zresztą takich bohaterów jak on, pojawiających się znikąd i nie wiadomo po co, jest więcej. Podobnie, jak wątków poszczególnych bohaterek. To w zasadzie trzy, w porywach cztery filmy w jednym i każdy inny. To jest sztuka, trzeba to przyznać. Nawet wykonalna, o ile dobrze się to poprowadzi.
Zdecydowanie dla "ultrasów" twórczości Patryka Vegi. A szkoda...
4/10
"Kobiety mafii 2", reż. Patryk Vega, Polska 2019, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa: 22 lutego 2019 roku.