Reklama

"Kobieta sukcesu" [recenzja]: Na pewno poczeka

Kolejny przystanek na drodze do udanej polskiej komedii romantycznej. Znów ma być zabawnie, nowocześnie i z przytupem. Zresztą do tej recepty stosują się wszyscy polscy twórcy filmowi mierzący się z tym gatunkiem.

Kolejny przystanek na drodze do udanej polskiej komedii romantycznej. Znów ma być zabawnie, nowocześnie i z przytupem. Zresztą do tej recepty stosują się wszyscy polscy twórcy filmowi mierzący się z tym gatunkiem.
Mikołaj Roznerski i Agnieszka Więdłocha w filmie "Kobieta sukcesu" /materiały prasowe

"Kobietę sukcesu" Roberta Wichrowskiego trudno nazwać filmem przełomowym. Mam wrażenie, że może sprawiać przyjemność widzom, ale z drugiej strony stanowi kontynuację wszystkich innych historyjek o polskich współczesnych miłostkach w szklanych domach stolicy.

Tytułowa kobieta sukcesu to Mańka (Agnieszka Więdłocha), która prowadzi firmę produkującą zdrowe i ekologiczne jedzenie dla zwierząt domowych. W asortymencie mają również wszelkie akcesoria, smycze, kości itp. Niestety rynek jest niesprawiedliwy i bankructwo czeka tuż za rogiem. Na dokładkę Mańka jest pracoholiczką, a jej ukochany Norbert (Mikołaj Roznerski) - delikatnie rzecz ujmując - nie jest stały w uczuciach. Na dokładkę do Warszawy przyjeżdża przyrodnia siostra głównej bohaterki Lilka (Julia Wieniawa), która po raz pierwszy w życiu ma ochotę zbuntować się przeciwko całemu światu.

Reklama

W tym "piekle" na ziemi ni stąd ni zowąd pojawia się książę z bajki - Piotr (Bartosz Gelner), który ma szansę być tym "jednym jedynym", ale oczywiście to nie jest takie proste. Zresztą Mańka spotyka Piotra tylko dzięki interwencji mądrego psa. Pocieszna psina to jeden z niewielu bohaterów, którego rzeczywiście warto oglądać.

Na dokładkę jeszcze wątek szpiegowski, którego zapowiedź mamy w zwiastunie filmu i który woła o pomstę do niebios. Trudno sobie wyobrazić większe brednie, ale może tak rzeczywiście bywa w świecie wielkich korporacji.

"Kobieta sukcesu" Wichrowskiego została skrojona zgodnie z polskimi wzorcami gatunku. Jest na bogato i wszystko się błyszczy. Po raz kolejny oglądam Warszawę, której nie widzę codziennie z okien autobusu, ale może to tylko moja perspektywa. Ukochany jest tuż za rogiem i na pewno poczeka na roztrzepaną dziewczynę. W końcu prawdziwa miłość zwycięża oraz warto jednak mieć swój własny interes i nie pracować w korporacji.

Nie ma w tym nic złego, żeby karmić się taką fantazją raz na jakiś czas. Przynajmniej w "Kobiecie sukcesu" product placement nie jest tak nachalny, jak np. w "Poradach na zdrady" Ryszarda Zatorskiego. Mimo wszystko trudno oprzeć się jednak wrażeniu, że po raz kolejny oglądamy ten sam film. Zmienia się tylko jedzenie - bardziej eko i ubrania - bardziej trendy. O grze aktorskiej próżno pisać. Wszystko po staremu - po najmniejszej linii oporu. Choć przyznaję, że coraz trudniej mi zrozumieć, dlaczego Julia Wieniawa pojawia się na ekranie. To naprawdę nie jest strzał w dziesiątkę.

5/10

"Kobieta sukcesu", reż. Robert Wichrowski, Polska 2018, dystrybutor: Next Film, premiera kinowa: 8 marca 2018 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Kobieta sukcesu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy