"Klub włóczykijów" [recenzja]: Kino narodowe dla młodych (ciałem i duchem)
Zmarły przed dwoma laty Edmund Niziurski urozmaicił dzieciństwo niejednego Polaka. Ekranizacja jego "Klubu włóczykijów" ma szansę przedłużyć tę dobrą tradycję.
Polskie kino dla młodych widzów jest aktualnie w regresie. Mimo pięknej tradycji tego gatunku w naszej kinematografii, dzisiaj brakuje jej kontynuatorów. Czy naprawdę potrzeba śmierci pisarza łotrzykowskich przygodówek, żeby filmowcy zechcieli sięgnąć po jego utwory? Może to widzowie powinni przypomnieć twórcom o zapotrzebowaniu na ten gatunek i tłumnie na "Klub włóczykijów" ruszyć do kin?
A do tego można ich jedynie zachęcać. Film Tomasza Szafrańskiego to udana próba uwspółcześnienia klasyka. I dowód na to, że uwspółcześnienie wcale nie oznacza spektakularnych efektów specjalnych ani wypełnienia ekranowego świata najnowszymi gadżetami technologicznymi.
W "Klubie włóczykijów" ledwie przewijają się komórki, których użycie jest zawsze uzasadnione scenariuszowo. Laptopy, ipady, tablety - dla nich miejsca zabrakło. Filmowe uniwersum rządzi się prawami analogowymi. W odróżnieniu od formy filmu, którą charakteryzuje wartkie tempo akcji, dynamiczny montaż i scenariuszowe wolty. Efekt? Od razu chce się opuścić wirtualny świat i powrócić do rzeczywistości. Zamiast w komputerowej grze doświadczyć przygody na własnej skórze. Zachęcają do tego także wiarygodna warstwa emocjonalna. Młodociani aktorzy, wcielający się w poszukiwaczy skarbu zawiadywanych przez starszego wuja Dionizego (Bogdan Kalus), grają na tyle naturalnie, że ani młodszy, ani starszy widz nie powinni mieć problemu z kupieniem przedstawionej historii.
Pomaga w tym warsztat Tomasza Szafrańskiego, doświadczonego na planie seriali, który dziedziczy po Niziurskim zdolność do mylenia tropów i fascynację polską kulturą. Do przeżycia przygody nie potrzeba wyprawy w dalekie, nieznane. Wystarczy rozejrzeć się dookoła: obsadzone krzyżami góry i pagórki, jaskinie i pieczary zdobiące różne części naszego kraju, a nawet dziupla w starym drzewie - to wszystko składa się na scenografię rozpalającą zmysły widzów. I zew przygody. Wpisując obraz Szafrańskiego w toczącą się nie tylko wśród polityków dyskusję o kinie pro- i antypolskim, "Klub włóczykijów" jawiłby się jako przykładne kino patriotyczne.
Od podobnych kategorii lepiej trzymać się z daleka, a skupić na tym, że "Klub włóczykijów" pozostaje przykładną próbą gatunkową filmu dla dzieci, jak i udaną adaptacji Niziurskiego. Sentyment do niego poczują i ci, którzy w latach 70. i 80. XX wieku wychowywali się na ukazujących się w tedy powieściach autora, jak i młodsi widzowie, których film może zachęcić do sięgnięcia po jego utwory. Po seansie aż chce się czekać na kolejną ekranizację.
7/10
"Klub włóczykijów", reż. Tomasz Szafrański, Polska 2015, dystrybutor: Forum Film, premiera kinowa: 18 września 2015