Reklama

"Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz" [recenzja]: Trybik w maszynie. Ważny

Chociaż Kapitan Ameryka to najstarszy członek formacji Avengers (pierwszy zeszyt z jego przygodami ukazał się w 1941 roku), twórcy nie pozwalają mu pokryć się patyną. W "Zimowym żołnierzu" sędziwy heros powraca z hukiem i gracją, zostawiając w tyle innych Marvelowskich bohaterów.

Film braci Russo imponuje pomysłami nie tylko na gruncie fabularnym, ale też formalnym. Reżyserom świetnie udało się odhaczyć uciążliwe obowiązki sequela. Zamiast streszczenia wydarzeń z części pierwszej w formie napisów, opowieści czy retrospektywy, wysyłają Kapitana Amerykę do... poświęconego mu muzeum. Krótkie filmiki i wykłady oprowadzających dostarczają niezbędnych informacji tym, którzy opuścili pierwszą część.

Lekko przeszła też zmiana konwencji. Duch Kina Nowej Przygody, który charakteryzował "jedynkę", ustąpił miejsca stylizacji na szpiegowski thriller w "dwójce". Kinofile rozkochani w dorobku amerykańskiego kina z lat 70. XX wieku podskoczą z radości, oglądając Roberta Redforda w roli niejednoznacznego prezesa TARCZY. Diaboliczne spojrzenie aktora i nonszalancka maniera to oko puszczone w stronę fanów nie tylko "Trzech dni kondora".

Reklama

Samemu Kapitanowi Ameryce też bliżej do szpiega w rodzaju Jacka Reachera, Jasona Bourne'a czy nawet 007, niż do klasycznych superbohaterów z kart Marvelowskich komiksów. Odkrywając spisek w organizacji, dla której pracuje, heros musi nie tylko rozprawić się ze świtą czarnego charakteru, ale też poukładać wszystkie puzzle, ażeby zyskać odpowiedź na podstawowe pytanie, co naprawdę dzieje się dookoła niego i kto jest jego wrogiem, a kto przyjacielem.

Jakby tego było mało, Kapitan musi też odnaleźć się w obcej mu rzeczywistości. Rozmrożony po 70 latach "uczy się" nowoczesności i popkultury. Nieświadomy, kim są Steve Jobs, Nirvana i "Gwiezdne wojny", odstaje od otoczenia. Nic dziwnego, że ma problemy z własną tożsamością. To już zresztą norma u superbohaterów, że poza rozwiązywaniem globalnych problemów, muszą tez radzić sobie z tymi wewnętrznymi. A naprawdę trudno o pewność siebie, kiedy ostatni raz całowało się kobietę w latach 40. ubiegłego wieku.

Twórcom poważne dylematy udaje się przełamać wyśmienitymi żartami, dzięki czemu "Zimowy żołnierz" ma szansę zaspokoić nie tylko komiksowych wyjadaczy, ale też tych, którzy na co dzień gustują w innych obszarach popkultury. Zrodzony w 1941 roku Kapitan był wytworem antynazistowskiej propagandy, symbolem potęgi USA, piewcą i obrońcą ojczyzny. Czytając ekranizację w kluczu politycznym, można zauważyć wyraźny zwrot. Chociaż film braci Russo pozostaje młodzieżowym blockbusterem, trudno odmówić mu krytycznego komentarza do zagrywek amerykańskiego rządu. Nadużycia w obszarze militaryzmu, imperializmu czy poświęcanie jednostek dla dobra ogółu to tylko niektóre kwestie, które zostają tu poruszone. Umiejętnie przedstawione wyciągają "Kapitana Amerykę" przed szereg innych ekranizacji komiksów Marvela, ograniczonych jedynie do komiksowej pulpy.

Taki stan rzeczy rehabilituje poniekąd potknięcie, jakim był ostatni "Thor". Film Alana Taylora był o tyle niepokojący, że stawiał stajnię Marvela pod znakiem taśmowych ekranizacji, nastawionych głównie na zysk. "Zimowy żołnierz" nie rodzi złudzeń, że jest czymś innym niż produktem wprawionej w ruch machiny do zarabiania pieniędzy, ale jednocześnie pozwala wierzyć, że pomysł i koncept są w niej jednymi z trybików. I do tego ważnymi.

7/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz" ("Captain America: The Winter Soldier"), reż. Joe Russo i Anthony Russo, USA 2014, dystrybutor: Disney, premiera kinowa: 26 marca 2014 roku.

--------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama