Reklama

"Jeździec znikąd": Bardzo Dziki Zachód

Filmem "Jeździec znikąd" Gore Verbinski próbuje ożywić jeden z najważniejszych gatunków filmowych XX wieku - western. Cóż, trup pozostaje trupem, ale i tak całkiem zabawnym.

Verbinski w pamięci widzów zapisze się na pewno jako reżyser "Piratów z Karaibów". Za ich pośrednictwem twórcy udało się nie tylko tchnąć ducha w obumarły film o piratach, ale także naznaczyć Johnny'ega Deppa rolą Jacka Sparrowa, kampowego kapitana, którego rekwizytami stały się butelka rumu, przepaska na oku i cięty dowcip.

W "Jeźdźcu znikąd" Depp nie ucieka daleko od tamtej roli. Chociaż jego charakteryzacja na Indianina Tonto jest niesamowita, z łatwością dostrzeżemy znajome ruchy i stoicki spokój charakterystyczne dla Sparrowa. W odróżnieniu od "Dziennika zakrapianego rumem" Bruce'a Robinsona, w którym Depp także korzystał ze sprawdzonych środków aktorskich rozwiniętych na planie u Verbinskiego, tym razem jego bohater nie jest irytujący, a styl gry przeszarżowany. Aktor nauczył się najwyraźniej, kiedy należy spuścić z tonu i oddalić się na drugi plan.

Reklama

To właśnie dzięki jego postaci "Jeździec znikąd" staje się filmem łatwostrawnym. Aktor wespół z Armiem Hammerem dokłada wszelkich starań, żeby niniejsza opowieść nie ugięła się pod ciężarem tematów, które porusza. Bo chociaż fabuła skoncentrowana jest na dobrze wszystkim znanej legendzie o samotnym jeźdźcu, scenarzyści uzupełnili ją o tematy naprawdę dużego kalibru. Verbinski, odnosząc się do ikonografii gatunku, zabiera widzów do czasów, kiedy w Stanach Zjednoczonych dopełniała się realizacja wielkiego planu transkontynentalnej kolei, rodził się wolny handel, a rdzenni mieszkańcy kontynentu stawali się ofiarami rozwiniętych kolonizatorów.

Niestety, sposób zaprezentowania konfliktu pomiędzy tymi ostatnimi to największa skaza na filmie. Konfrontacja Indian i amerykańskiej kawalerii, choć może i wierna historii, do całości nie przystaje stylistycznie. Żołnierze strzelają do autochtonów jak do kaczek: trup ściele się zaś gęsto pośród morza krwi. Kiedy masakra dominuje pierwszy plan, na drugim w najlepsze trwają harce Deppa i Hammera. Reżyser nic sobie nie robi z miksowania stylu podniosłego i niskiego, przez co film staje w rozkroku pomiędzy niezobowiązującą komedią a freskiem historycznym. Tyle, że z tym drugim ma niewiele wspólnego.

Warunek na czerpanie frajdy z "Jeźdźca znikąd" jest więc jeden - zachowanie do niego (dużego) dystansu. Na szczęście Verbinski przychodzi nam z pomocą. Choć może nie tyle on, co biały koń i wykonana z kości słoniowej noga Heleny Bohnam Carter. Warto sprawdzić, co się w niej kryje.

6/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Jeździec znikąd" (The Lone Ranger) reż. Gore Verbinski, USA 2013, dystrybutor: Disney, premiera kinowa: 19 lipca 2013

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Dziki Zachód
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy