Reklama

"Jak to jest": Stracić dziewictwo i umrzeć

Kinowy debiut Bruce'a Webba to nietypowa komedia o dojrzewaniu. Do zwyczajnych nastoletnich problemów - ciężkich prób upicia się i znalezienia dziewczyny, konfliktów z rodzicami - dochodzi tu jeden znacznie poważniejszy: choroba i widmo rychłej śmierci.

Robbie (Josh Bolt) i Ziggy (Eugene Byrne) to najlepsi kumple, którzy próbują razem ostro się zabawić. Idzie im to jak po grudzie. Przychodzą do baru, ale nie zostają obsłużeni ze względu na wiek; rozmawiają ciągle o seksie, jednak w ich otoczeniu nie widać zbyt wielu przedstawicielek płci przeciwnej; kiedy wreszcie udaje im się upić resztką wódki z przyniesionej przez koleżankę butelki, impreza kończy się wpadką: chłopaków nakrywa ojciec jednego z nich. Na drugi dzień Robbie rzyga co parę kroków, aż w pewnym momencie traci przytomność. To jednak nie wina kaca-giganta. To śmiertelna choroba serca.

Reklama

W obliczu Kostuchy Robbiemu nie poszerzają się horyzonty, nie postanawia napisać książki, pokłonić się dalajlamie lub zdobyć Mount Everest. To na szczęście nie film tego rodzaju i takiej ciężkości. Leżąc w szpitalu i czekając na kolejne uderzenia serca, chłopak ma takie same priorytety, co przed miażdżącą diagnozą - chce przede wszystkim stracić dziewictwo. Wykonawcą jego ostatniej woli zostaje Robbie, który miota się między świadomością stanu kolegi i własnymi problemami. Na przecięciu tych dwóch racji rodzą się kolejne konflikty.

Nietrudno sobie wyobrazić sobie dwie najbardziej wydeptane ścieżki, jakimi mogłoby pobiec "Jak to jest": albo zalany wodospadami łez dramat, albo ucieczka w baśniowość, albo brutalne prawdy o życiu, albo tania aforystyka o śmierci. Stawiając na gorzki humor, Webb wybiera drogę pomiędzy. Czasem wiedzie go to również w ślepą uliczkę banałów, szczególnie wtedy, gdy film rozpada się na ciąg sprośnych anegdotek wziętych żywcem z "American Pie". Czasem jednak takie rozwiązanie naprawdę działa - prymitywne, mogłoby się wydawać, życzenie Robbiego odsłania bezradność człowieka wobec śmierci. To równocześnie wyzwalające i przytłaczające, że cała eschatologia nie znaczy nic wobec nastoletniego pragnienia zostania supersamcem.

Szkoda tylko, że twórcy nie zaryzykowali pociągnięcia historii jeszcze dalej w stronę pustki i pokazania rozczarowania płynącego z "pierwszego razu". Tam, gdzie film traci swój pazur, z pomocą przychodzą odtwórcy głównych ról. Naturalni i dość szorstcy, ogrywają postacie Robbiego i Ziggiego w sposób równocześnie daleki od prostactwa i sentymentalizmu. Klną i pyskują, ale pozostają przy tym sympatyczni; przeżywają swoje dramaty, ale są oddaleni o całe kilometry od świata, gdzie "życie", "miłość" i "śmierć" pisze się z włączonym CapsLockiem. Są po prostu bezpretensjonalni. Tak jak i cały film.

7/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Jak to jest" ("The Be All and End All"), reż. Bruce Webb, Wielka Brytania 2009, dystrybutor: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty, premiera kinowa 26 października 2012 roku.

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy