"Jak dogryźć mafii" [recenzja]: O panu B.

Adam Goldberg i Bruce Willis w komedii sensacyjnej "Jak dogryźć mafii" /materiały dystrybutora

Już jedna z pierwszych scen powala na kolana. Proszę sobie wyobrazić, że nagi Bruce Willis jedzie na deskorolce po ulicach Los Angeles... Bohater ucieka przed braćmi kobiety, którą miał odnaleźć i z którą właśnie się przespał. Ta ucieczka trwa bardzo długo i ma wiele zwrotów akcji. Nagość Bruce'a jest rzecz jasna niewidoczna, ale żart ma polegać właśnie na tym.

"Jak dogryźć mafii" - film którego oryginalny tytuł brzmi "Once Upon a Time in Venice" - przypomina bardzo zły sen, w trakcie którego dramaturg zmarł na zawał. Ta historia jest po prostu historią o niczym.

Punkt wyjścia to oczywiście Bruce Willis - gwiazda "Szklanej pułapki" i kilkunastu innych amerykańskich hitów. W przypadku produkcji braci Cullen Willis ma ponownie odegrać figurę stróża porządku, który potrafi ryzykować, walczy z niesprawiedliwością i kocha wszystkie kobiety. Aż strach patrzeć, jak chętnie te kobiety ulegają jego urokowi.

Reklama

Steve Ford aka Bruce Willis pracuje w LA, przede wszystkim na Venice Beach. Zajmuje się wszystkim i niczym. Ma asystenta, który jest narratorem tej skomplikowanej opowieści. Jego przygody to seria niepowiązanych epizodów, które nawet osobno nie wydają się być zabawne. Albo pomaga rodzinie, albo dogaduje się z lichwiarzem. Ma odzyskać skradziony samochód dla dawnego kumpla a z innym przegadać kwestię rozwodu. Punkt zwrotny to kradzież psa - ukochanego pupila Steve'a.

Z jednej strony "Jak dogryźć mafii" bazuje na nostalgii i popularności dawnych gwiazd ekranu. Trudno nie porównać tego filmu do "Niezniszczalnych". Zresztą obsada - drugi plan i epizody - to zbiór gwiazd, gwiazdek i gwiazdeczek różnej proweniencji. Na pierwszy ogień John Goodman, następnie Jason Mamoa, Femke Janssen, Adam Goldberg, czy Elisabeth Rőhm. Koniec końców nic to nie zmienia, ponieważ opowieść wytraca swój potencjał już na samym początku.

Trudno nie ulec wrażeniu, że bracia Cullen mieli chyba ochotę w jakiś magicznym sposób nawiązać tym filmem do twórczości braci Coen. Poziom artystyczny jest - delikatnie mówiąc - zdecydowanie inny. Nie tylko universum Coenów inspirowało twórców "Jak dogryźć mafii". Na upartego są tu także elementy z "Pulp Fiction", ale żaden z patentów z tych kultowych tytułów nie wybrzmiał w tej produkcji.

Bruce'a Willisa w "Jak dogryźć mafii" gonią przede wszystkim faceci naładowani sterydami, dla których siłownia i anaboliki są sensem istnienia. Rzeczywiście w takim towarzystwie ten pan wygląda dość interesująco, choć cała przygoda z filmem Cullenów bardziej przypomina kiepską grę komputerową, która nigdy nie powinna trafić na rynek. W miarę upływu czasu pokonujemy kolejne przeszkody razem z panem B., a efekt finalny nie zaskakuję ani na jotę.

3/10

"Jak dogryźć mafii" (Once Upon a Time in Venice), reż. Mark Cullen, USA 2017, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa: 23 czerwca 2017 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Jak dogryźć mafii
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy