"Jack i Jill": Al Pacino ma romans!
"Jack i Jill", reż. Denis Dugan, USA 2012, dystrybutor: UIP, premiera kinowa 2012
Kolejny raz Adam Sandler gości na ekranach kin próbując przekonać widownię na całym świecie, że bycie komikiem ma we krwi. Kolejny raz robi to nieudolnie. Jego sposób na żart sytuacyjny to przede wszystkim melony w staniku plus gwiazdor filmowy zakochany po uszy w "odpychającej" panience z Bronxu.
Standardowo "J&J" reżyseruje Denis Dugan, który towarzyszy Sandlerowi w jego zabawach od kilkunastu lat (pierwsze spotkanie to prawdopodobnie "Farciarz z Gilmore", 1996). W Polsce znany przede wszystkim jako twórca przeboju "ery VHS"pod tytułem "Kochany urwis". Taka mieszanka osobowości jest bezapelacyjnie gwarantem nudnej filmowej przygody, w której nie zabraknie odgłosów trawienia meksykańskiej "wyżerki", obrazków obleśnej damskiej bielizny i niezniszczalnych przebieranek, przy których porównanie do klauna brzmi jak komplement.
Scenariusz jest, rzecz jasna, banalny. Bliźniacy Jack i Jill (Adam Sandler razy dwa) spotykają się tylko od wielkiego dzwonu. Zbliża się Święto Dziękczynienia, w związku z tym producent telewizyjny Jack zaprasza z ciężkim sercem siostrzyczkę do L.A. Jest przerażony jeszcze przed wizytą na lotnisku, gdyż Jill nigdy nie trzyma języka za zębami, jest obcesowa, kłótliwa i wygląda jak ... facet w spódnicy. Cioteczkę Jill uwielbiają adoptowane dzieci Jacka i jego żona Erin (Katie Holmes, której tradycyjnie praktycznie nie widać!). Bliźniaki próbują odbudować swoje nadwątlone relacje. Szczególnie, że Jill jest bardzo samotna i potrzebuje stałego partnera.
W trakcie wypadu na mecz Lakersów przypadkowo dochodzi do spotkania z prawdziwą, choć mocno ekscentryczną gwiazdą, samym Alem Pacino. Osobisty numer telefony "zapisany" za pomocą ketchupu na parówce z hot-doga to zaproszenie na randkę, którego nie można odrzucić. Szczególnie jeśli zapraszającym jest sam "człowiek z blizną". Na dokładkę oczywiście "drugie dno" w postaci reklamówki Dunkin Donuts, która zgodnie z zamówieniem klienta ma być popisem aktorskim samego Ala. Wszystko tylko dlatego, że na rynku pojawia się nowy produkt: Dunk-a-cino, a rymowanki to w końcu najlepsze strategie promocji. Tylko jak przekonać gwiazdora, że reklamowanie pączków to dla niego prawdziwy zaszczyt?!
Sandler dwoi się i troi, żeby ta "rodzinna, ekranowa padaka" miała jakikolwiek żartobliwy potencjał. Niestety ani ślady potu w postaci plamy na prześcieradle, ani absurdalny meksykański ogrodnik-służący, który stanowi ożywiony symbol stereotypu, ani nawet "wielcy aktorzy" (kilka minut widać również Johnne'go Deppa) nie ratują filmu "Jack i Jill". Kiedy po kilkudziesięciu minutach projekcji minie już zniesmaczenie, można się zacząć zastanawiać, dlaczego adoptowany syn Jacka przykleja sobie taśmą klejącą wszystkie przedmioty, dlaczego pochodzi z Indii i czy rzeczywiście chodzi tylko o dość płaskie odwołanie do adopcji Brada Pitta i Angeliny Jolie?
Ponadto obserwując minuta po minucie wyczyny "człowieka z blizną" również w głowie pojawia się myśl, czy ktoś tu nie zwariował. Oczywiście żarty z własnej kariery i mitu są jak najbardziej na miejscu, ale czy rzeczywiście muszą przyjmować formę przebieranek za Don Kichota i obmacywania samego Sandlera w celu niewinnych gilgotek?!
2/10
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!