Reklama

"Hotel" [recenzja]: Być kimś innym

"Hotel" to kolejny wspólny film Lisy Langseth i rozwijającej karierę w Hollywood Alicii Vikander. To dziś jedne z najbardziej utalentowanych młodych kobiet w kinie szwedzkim. Historia straumatyzowanej porodem młodej matki jest poruszającym psychologicznym studium, w którym nie brak również lżejszych tonów.

Trochę szkoda, że w tegorocznym rozdaniu Złotych Żuków, nagród Szwedzkiego Instytutu Filmowego, "Hotel" przepadł, zyskując jedynie nominację za scenariusz dla Langseth oraz nagrodę dla Anny Bjelkerud za rolę drugoplanową. Film Langseth był jednym z trzech najlepszych obrazów świetnego dla szwedzkiej kinematografii roku.

Erika (śliczna jak zwykle Alicia Vikander) jest architektem wnętrz. Mieszka w wielkim mieście, zarabia równie spore pieniądze i życie ma dokładnie rozplanowane. Piękne mieszkanie, udany partner, kariera, wreszcie mające się wkrótce narodzić dziecko, na które czeka już najdroższe łóżeczko, a na młodą matkę sala w szpitalu i dokładnie zaplanowany poród przez cesarskie cięcie. Wszystko pod kontrolą. Do czasu. Dwa tygodnie przed wyznaczonym terminem Erika rodzi ciężko chore dziecko. Nie potrafi na nowo odbudować swojego świata i rozpoznać własnych emocji, coraz bardziej pogrążając się w żalu i rozgoryczeniu. Receptą okazuje się nietypowa terapia, jaką funduje sobie i spotkanym w grupie terapeutycznej osobom.

Reklama

To dopiero drugi pełnometrażowy film Langseth, która już debiutanckim "Till det som är vackert", udowodniła, że doskonale radzi sobie z gęstymi, psychologicznymi opowieściami. To reżyserka głęboko zainteresowana człowiekiem, jego skomplikowaną psychiką i światem emocji. To właśnie w swoim debiucie odkryła talent Vikander i "Hotel" to ich już drugie spotkanie. Kolejne udane. Vikander potrafi wyjść poza ograniczenie, jakim niekiedy może być jej uroda - delikatnej, subtelnej kobiety, niemal nastolatki. Tym mocniej wybrzmiewa scena porodu, chyba jedna z najbardziej traumatycznych, jakie miałam okazję oglądać w kinie.

Moment porodu burzy rozplanowany świat Eriki - element po elemencie. Przedwczesny, naturalny, niezaplanowany, bolesny, w końcu - zakończony tragicznie. Dziecko rodzi się z poważną wadą, nie wiadomo, czy będzie w stanie w ogóle funkcjonować bez skomplikowanej aparatury medycznej. Zarazem jednak był to moment konieczny, by Erika mogła dojrzeć. W końcu, by dostrzegła nie tylko siebie, ale też innych ludzi, mierzących się z równie tragicznymi problemami. Jej ucieczka z czwórką poznanych na terapii osób staje się początkiem procesu wychodzenia z traumy i zrozumienia własnego rozgoryczenia i złości.

"Hotel" jest koncertowo zagrany. Prócz Bjelkerud w roli pogrążonej w depresji Pernilli, jest też świetny David Dencik jako Rikard, zafascynowany Majami i torturami mężczyzna z kompleksem matki, a także Mira Eklund (jako Ann-Sofi, jedna z ciekawszych aktorek młodego pokolenia) oraz Henrik Norlén (jako Peter). Langseth unika melodramatycznych akcentów. To poruszające, niezwykle intymne psychologiczne studium, tonowane jednak wyrazistymi i niestandardowymi postaciami oraz wplatanymi stopniowo lżejszymi, ciepłymi scenami. Bohaterom nie tyle współczujemy, co z nimi sympatyzujemy. Zdjęcia Simona Pramstena skierowują film w stronę stylu Dogmy, biorąc z niej jednak co najlepsze. Zdecydowanie jedna z kinowych pozycji obowiązkowych końca wakacji.

8/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Hotel" (Hotell), reż. Lisa Langseth, Szwecja, Dania 2013, dystrybucja: Aurora Films, premiera kinowa: 29 sierpnia 2014

--------------------------------------------------------------------------------------

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy