Reklama

Hollywoodzka symetria

"Zamiana ciał", reż. David Dobkin, USA 2011, dystrybutor UIP, premiera kinowa 25 listopada 2011 roku.

Na początek karabinowa seria banałów: nie potrafimy docenić własnego szczęścia, wydaje się nam, że gdzieś indziej trawa jest bardziej zielona i aby otrząsnąć się z tych mrzonek, powinniśmy spojrzeć na świat oczami kogoś innego. Jeśli jeszcze po przeczytaniu tego stoicie na nogach i nie macie odruchów wymiotnych, to istnieje szansa, że wytrzymacie do końca seansu "Zamiany ciał".

Bohaterami tej komedii są Dave (Jason Bateman) i Mitch (Ryan Reynolds), dwaj kumple z dzieciństwa, których życia podążyły w przeciwnych kierunkach. Ten pierwszy został prawnikiem, wziął ślub, spłodził trójkę dzieci i gnie się teraz pod ciężarem pieluch oraz obowiązków. Ten drugi jest bezrobotnym singlem, spędzającym kolejne dni, nabijając swojego bongosa, podrywając ciężarne kobiety i okazjonalnie grywając w filmach porno.

Reklama

Panowie wychodzą pewnego dnia razem na miasto, a potem, sikając do fontanny, deklarują, że chcieliby zamienić się swoimi miejscami. Może to sprawka posągu, spoglądającego na nich podczas tego aktu wandalizmu, a może tajemniczego zakrzywienia czasoprzestrzeni (w końcu już w "Pogromcach duchów" ostrzegano: nie krzyżujcie strumieni!), ale na drugi dzień Dave staje się Mitchem, a Mitch - Davem.

Teraz leń musi założyć na szyję pętle krawatu, a pracoholik ma okazję wyluzować się i wreszcie przypomnieć sobie, jak to jest uprawiać seks z kimś innym niż własna żona. Żaden z nich ostatecznie nie ma ochoty zostać w skórze drugiego, jednak obaj wynoszą naukę z tej przygody; zabierają do starego życia cząstkę tego nowego.

W tym dwubiegunowym, rozpiętym między przyjemnościami a obowiązkami świecie najlepiej jest znajdować się dokładnie na przecinającej go linii symetrii. Twórcy nie opowiadają się po żadnej ze stron, propagując - po grecku i hollywoodzku - zdrowy umiar.

Niby wielka zmiana, a nie zmienia się nic. Widzieliśmy ten film setki razy: umysły kobiet przenosiły się do ciał mężczyzn, córki musiały zastąpić w pracy swoje matki, a śmiertelni wrogowie mimowolnie przechodzili na drugą stronę barykady.

Twórcy "Zamiany ciał" nie dokładają żadnej cegiełki do tej konwencji, zamiast tego traktują ją jak gotową i niezmienną formę, do której starają się wlać nieco życia. Wychodzi im to całkiem nieźle: historia toczy się bez żadnych dłużyzn i przeskoków, żarty częściej budzą uśmiech niż zażenowanie, a między Batemanem i Reynoldsem czuć chemię.

To wszystko nie zmienia faktu, że "Zamiana ciał" jest pozycją absolutnie niepotrzebną. To zaledwie sprawnie działający i polakierowany produkt - nakręcono tyle wyrazistych i oryginalnych filmów, że szkoda życia na rzeczy tak bezbarwne. Nie nudziłem się podczas seansu, ale nie miałbym nic przeciwko na zamianę ciałami z innym kinomanem. Na przykład takim, który w tym samym czasie oglądał "Drive".

4,5/10


Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: USA | David
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy