Reklama

"Hipnotyzer": Solidne choć nie-hipnotyzujące

W rozwiązaniu sprawy brutalnie zamordowanej rodziny, pomóc mogą zeznania świadka i jedynego ocalałego z masakry - nastolatka pozostającego w śpiączce. Policjant prowadzący śledztwo postanawia za sugestią lekarki sięgnąć po niekonwencjonalne metody. Do akcji wkracza hipnotyzer za karę wycofany kiedyś z zawodu.

Całość rozgrywa się w najlepszym aktualnie miejscu na świecie dla wszelkich psychopatów, morderców i szaleńców, czyli Skandynawii. Dokładnie - w spowitym zimową szarówką Sztokholmie.

Podpis pod solidnym, acz jednak słabszym niż literacki pierwowzór kryminale złożył Lasse Hallström. Szwedzki reżyser od początku lat 90. tworzy w Hollywood. "Czekolada", "Co gryzie Gilberta Grape'a?", "Wbrew regułom" zdołały zapewnić mu markę profesjonalisty, który doskonale odnajduje się w ciepłym, wzruszającym kinie psychologicznym i obyczajowym. Nawet produkcje mniej udane, jak choćby niedawny "Połów szczęścia w Jemenie", stanowią jednak bardzo dobry rzemieślniczo produkt, który obejrzeć można bez większych szkód na kinofilskiej psychice.

Reklama

"Hipnotyzer" stanowi filmowy powrót Hallströma do rodzinnego kraju i miasta. Reżyser postanowił popłynąć z głównym nurtem współczesnego skandynawskiego kina mainstreamowego i sięgnął po bestsellerowy kryminał Larsa Keplera (a dokładnie małżeństwa ukrywającego się pod tym pseudonimem - Alexandra Ahndoril i Alexandry Coelho Ahndoril), "Hipnotyzer".

Jedno jest pewne - mimo lat spędzonych za oceanem, Hallström doskonale czuje rodzinne krajobrazy i umiejętnie je wykorzystuje. Doświadczenie emigranta pozwoliło mu jednocześnie ukazać Sztokholm odmiennie niż w typowo szwedzkich produkcjach. Z jednej strony bowiem, "Wenecja północy" w "Hipnotyzerze" ma coś z miejsca zagubionego w czasie i przestrzeni, z drugiej strony ukazywana jest jak niejedna amerykańska metropolia w hollywoodzkich produkcjach. To połączenie, plus dobre wygrywanie atmosfery skandynawskiej zimy - jej chłodu, szarości, mroku rozświetlanego przez adwentowe lampki ustawiane przed Bożym Narodzeniem w każdym szwedzkim domu - to mocne atuty thrillera Hallströma.

W tym kontekście warto zapamiętać nazwisko młodego operatora, Mattiasa Montero, który "Hipnotyzerem" zadebiutował w pełnometrażowej fabule. W tym roku ukazał się także film "Faro" Fredrika Edfeldta, który jedynie potwierdził talent Montero.

W powieści nacisk położony jest przede wszystkim na motywie hipnozy, który w filmie zostaje zepchnięty na bok. Hallström skupia się na tym, co zna i umie filmować najlepiej, czyli relacjach międzyludzkich. Na pierwszy plan wybija wątek małżeństwa w kryzysie tytułowego hipnotyzera Erika (Mikael Persbrandt o idealnym do tej roli głosie) z artystką Simone (Lena Olin). Na nieustających kłótniach pary o wydarzenia z przeszłości traci niestety wątek kryminalny.

Mimo wszystko jednak "Hipnotyzer" to dobrze poprowadzony, profesjonalnie nakręcony kryminał, właściwie "skandynawski kryminał", co dziś stanowi osobną markę. Mimo słabszych momentów, trzyma w napięciu, a wszelkie grzeszki i potknięcia wynagradza świetny wizualnie finał.

5/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Hipnotyzer" ("Hypnotisören"), reż. Lasse Hallstrom, Szwecja 2012, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa: 17 maja 2013 roku.

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy