Reklama

Gorycz śliwowicy - życia smak

"Spokój w duszy" ("Pokoj v dusi"), reż. Vladimir Balko, Słowacja 2010, dystrybutor: Vivarto, premiera kinowa 25 marca 2011 rok.

Śliwowica ma znacznie bardziej gorzki posmak od becherovki. Jeden haust słowackiej wypalanki potrafi uderzyć do głowy porządniej niż parę kielonów czeskiego likieru. Słowackie kino, przed laty odważne politycznie i kontestatorskie, niejednokrotnie deklasowało ówczesne czeskie, bardziej spopularyzowane obrazy. Dziś na placu boju zostało bardzo niewielu twórców, a pogrążona w kryzysie słowacka kinematografia produkuje raptem kilka tytułów rocznie. Niegdysiejsza siła przekazu gdzieś się ulotniła; pozostała tylko owa gorycz.

Takim gorzkim filmem debiutuje Vladimír Balko, twórca ''Spokoju w duszy''. Nie bez kozery przywołuję to alkoholowe porównanie. W polskiej prasie czasami bezmyślnie zestawia się kino czeskie ze słowackim, tymczasem po aksamitnej rewolucji jednym z niewielu wspólnych mianowników tych dwóch odmiennych kinematografii - obok podobieństw językowych - są aktorzy, swobodnie przemieszczający się między granicami.

Reklama

Mentalności współczesnych słowackich filmowców brakuje tej ironii, która Czechom gorycz życia bohaterów pozwala rozcieńczyć nutą słodyczy. Nie jest to bynajmniej zarzut - wszak taka odmienna specyfika również można stanowić fundament znakomitych dzieł. Ale to nie przypadek ''Spokoju w duszy'', w którym interesujący koncept rozbija się o warsztatową przeciętność.

Scenariusz Jiříego Křižana (''Zabić Sekala'') opowiada historię Tono, który po kilkuletnim pobycie w więzieniu wychodzi na wolność. Wraca do swojego małego, górskiego miasteczka i zastaje tam rzeczywistość, z którą ciężko jest mu się oswoić: żona staje się obca i wychowuje nie jego dziecko, przyjaciel i wspólnik w rabunkach żąda spłaty ogromnych długów, a w zakładach pracy wobec takich jak on stosuje się ostracyzm. Wykluczonemu Tono pozostaje tylko dwójka przyjaciół z dzieciństwa - dziś jeden jest księdzem, drugi dobrze ustawionym biznesmenem. Pierwszy będzie pełnił funkcję spowiednika, drugi - poratuje w tarapatach finansowych. Nie poprawi to jednak samopoczucia bohatera - na jego twarzy ani razu nie pojawia się szczery uśmiech. Oszukany, okpiony przez los Tono zdecyduje się na desperacki krok.

Tłem akcji jest słowacka prowincja: malownicza przyroda, majestatyczne góry, ale też bieda i ubóstwo, prostoduszność mieszkańców, wyłączenie ze społeczności miejskiej Cyganów. Owo tło - obraz dzisiejszej Słowacji, z licznymi naturszczykami przewijającymi się w kadrze, jest znacznie bardziej interesujące od głównego wątku, który płynąc niespiesznie, powoli, wydaje się trochę archaiczny. Ograne motywy męskiej przyjaźni, wizerunek bohatera ''samego przeciwko wszystkim'' czy stereotypowa, mizoginiczna wizja kobiety (swoją drogą, iście westernowy zestaw) mogłyby zostać gdzieniegdzie stonowane, gdzie indziej wyeksponowane. U Balki nie mają odpowiedniej temperatury, przez co oglądamy film wykastrowani z emocji, które powinny towarzyszyć odbiorowi. Trudno też o pełną identyfikację, skoro kilka wątków jest nie do końca umotywowanych: nie wiemy na przykład, jakie były źródła konfliktu Tono z posterunkowym Rovniakiem, ani co tak naprawdę pchnęło bohatera do dramatycznej decyzji w finale.

Zarzuty to może i spore, ale - proszę mnie nie zrozumieć źle - nie znaczy to, że z seansu ''Spokoju'' nie można czerpać przyjemności. Radość sprawia już sam fakt, że na polskich ekranach możemy oglądać film słowacki. Barometrem zmian zachodzących w tamtejszej kinematografii jest u nas festiwal Kino na Granicy. Rok rocznie jednak kino Słowaków w jest jednym z najsłabszych akcentów cieszyńskiego przeglądu. Debiutancki film Balki - przeciętny, ale ambitny - może być sygnałem, że po latach stagnacji dla kina słowackiego nadeszły lepsze czasy.

5/10

Jeśli chcesz obejrzeć film "Spokój w duszy", sprawdź repertuar kin w swoim mieście!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: życia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy