"Goltzius and the Pelican Company" [recenzja]: Perwersja, sodomia i inne rozrywki
Katalogowanie, fizyczność i seksualność doprowadzona do ekstremum, zabawa obrazem i językiem, czyli Greenaway powraca. Historia XVI-wiecznego malarza odmalowującego erotyczną interpretację Starego Testamentu bawi i wielokrotnie zachwyca wizualnie, stanowiąc jednocześnie wizualno-słowny palimpsest.
Hendrik Goltzius przybywa na dwór margrabiego Alzacji, by przekonać go do sfinansowania kosztownej drukarni. Artysta zamierza bowiem wydrukować 50 sztuk obrazkowej, erotycznej wersji Starego Testamentu. By zachęcić arystokratę do przedsięwzięcia, wraz z trupą aktorów z the Pelican Company organizuje sześć przedstawień na podstawie opowieści biblijnych. Przesiąknięte erotyką inscenizacje doprowadzają do ostrych dyskusji i ukazują hipokryzję pozornie wyzwolonego dworu. Polityka, religia, seksualność i osobiste interesy tworzą niebezpieczną mieszankę.
Brytyjski reżyser, który w przemyśle filmowym debiutował jako uznany malarz, nie unika kontrowersji i kocha prowokację. Według niego kino już dawno umarło - zarówno jako medium, jak i obiekt fizyczny, dlatego filmów nie ogląda. Kino właściwie na dobre nigdy się nie rozwinęło, nie potrafiło uciec bowiem od literackości. Dlatego Greenaway od lat stara się przełamywać tradycyjnie pojmowaną narrację i poetykę kina. Jego kolejne dzieła stawały się kamieniami milowymi filmowego postmodernizmu, w którym malarstwo, literackość, nowe media, kinowa wizualność tworzyły często dość eklektyczną całość.
Jego twórczość wzbudzała i wzbudza skrajne emocje. Jego filmy nie należą do najłatwiejszych w odbiorze, choć z pewnością dostarczają niezwykłych wizualnie doświadczeń. Tak właśnie jest w przypadku najnowszego "Goltzius and the Pelican company", będącego drugą częścią planowanej trylogii "Holenderscy mistrzowie" (zakończy ją historia Hieronima Boscha). Pierwsza część poświęcona Rembrandtowi - "Straż nocna" - rozczarowywała, zwłaszcza po dumnych zapowiedziach Greenawaya o przełomowości tego dzieła i śmierci kina zarazem. Tymczasem historię żyjącego w XVI wieku Goltziusa ogląda się z o wiele większą satysfakcją. Z jednej strony prosta przyjemność płynąca z zabawnych dialogów i uroczego holenderskiego akcentu; z drugiej: kulturowo-językowe zabawy słowne i obrazowe.
Goltzius ukazuje kolejne grzechy ludzkości, które zawsze odnoszą się do naszej seksualności. Największym okazuje się jednak grzech podglądactwa, w którym i my jako widzowie uczestniczymy. Voyeuryzm jest zarazem esencją kina. Goltzius to alter ego Greenawaya, artysta zafascynowany ówczesnymi "nowymi mediami" (druk), nowymi rozwiązaniami. Zakłada, że w historii kultury nieustająco powracają te same tematy. Artysta musi zatem skupić się na wynajdywaniu innych form ich przekazywania.
Greenaway kocha przepych. W moim odczuciu jest w tym rodzaj intelektualnego i artystycznego popisywania się, które niekiedy irytuje, czasem bawi, chwilami wciąga i zachwyca. Reżyser przywołuje nie tylko obrazy Goltziusa, ale i innych mistrzów, bierze na warsztat klasyczne teksty i opowieści, tworząc między nimi wielopoziomową sieć powiązań. Na pograniczu teatru, opery i performance'u "Goltzius" to Greenawayowska intelektualna zabawa. Każdy kadr stanowi dopracowaną inscenizację, a całość - przedstawienie, w którym aktorzy mogą wchodzić i wychodzić ze swoich ról. Greenaway genialnie wykorzystuje i dekonstruuje opustoszałe przestrzenie hali przemysłowej. Miesza wizualne rozwiązania ze swoich dotychczasowych filmów, opowiadając o malarstwie i tworząc zabawny traktach o medium, które według niego umarło.
7/10
---------------------------------------------------------------------------------------
"Goltzius and the Pelican Company", reż. Peter Greenaway, Wielka Brytania, Francja, Holandia, Chorwacja 2013, dystrybutor: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty, premiera kinowa: 7 lutego 2014
--------------------------------------------------------------------------------------
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!