Reklama

"Gang Rosenthala" [recenzja]: Dokładnie tak jak w filmie

Pięć zamaskowanych osób - czterech mężczyzn i jedna kobieta - napada na Narodowy Bank Rumunii. Kradną gigantyczną ilość "narodowej" gotówki. Wszyscy naoczni świadkowie, łącznie z pracownikami banku, są przekonani, że to plan filmowy pierwszego rumuńskiego filmu akcji. Całe zajście obserwuje nieśmiały Virgil, lokalny kelner, który zachwycony nowoczesnymi "możliwościami" rumuńskiej kinematografii postanawia zostać operatorem filmowym.

"Gang Rosenthala" w reżyserii Nae Caranfila to już kolejna próba sfilmowania historii gangu braci Ioanid, który w 1959 roku dokonał spektakularnego skoku na majątek rumuńskiego państwa komunistycznego. Członkowie gangu zostali wkrótce złapani przez służby specjalne Securitate i postawieni przed sąd. Wszyscy otrzymali wyrok śmierci. Nie wszystkie egzekucje zostały wykonane. Zanim doszło do egzekucji, "przestępcy" brali udział w filmie propagandowym, który miał stanowić przestrogę dla innych członków partii. Co ciekawe, wszyscy członkowie gangu należeli do partii komunistycznej, byli bohaterami walki z nazistowskim okupantem w okresie II wojny światowej i byli żydowskiego pochodzenia. Napaść na bank narodowy miała stanowić m.in. wyraz buntu przeciwko nowej polityce partii i prześladowaniu osób żydowskiego pochodzenia w Rumunii.

Reklama

W filmie Caranfila punktem wyjścia staje się motyw kręcenia filmu, od którego rozpoczyna się słynna akcja gangu, ale który również powraca w momencie, kiedy członkowie bandy już usłyszeli swoje wyroki. Mechanizm odtwarzania momentu napadu na potrzeby partyjnego filmu dokumentalnego umożliwia "przestępcom" zabawę z konwencją, wykorzystanie czarnego humoru i groteski. Caranfil bardzo skrzętnie wykorzystuje ten proces, stawiając sobie za główny cel przekształcenie tego tragicznego epizodu z życia buntowników w coś absurdalnego i bardzo ironicznego. Jego film w wielu momentach przypomina kabaretowe gagi, tak jak np. w scenie ogłaszania wyroku, która w ciągu kilku sekund przestaje być postrzegana "na poważnie".

Z drugiej strony twórcy "Gangu Rosenthala" próbują za wszelką cenę opowiedzieć coś na temat realiów politycznych Rumunii z przełomu lat 50. i 60.. Niestety, temat ten ginie kompletnie w dość skomplikowanej strukturze opowieści. W jednej z najważniejszych scen, w której banda podejmuje ostateczną decyzję o napadzie, kiedy powinniśmy poznać motywacje grupy, powody ataku rozmywają się w sztucznie wygłaszanych kwestiach. Nie do końca wiadomo, poza kontekstem historycznym prawdziwego gangu braci Ioanid, dlaczego bohaterowie podejmują takie ryzyko.

Nae Caranfil i jego współpracownicy chcieli zrobić z "Gangu Rosenthala" film uniwersalny, dla szerokiego odbiorcy na całym świecie. Stąd międzynarodowa obsada (m.in. Vera Farmiga, Mark Strong), koprodukcja i język angielski zamiast rumuńskiego. Na samym końcu filmu pojawiają się też zdjęcia archiwalne członków gangu z procesu, co ma potwierdzić, że ta historia jest "z życia wzięta". Taka była recepta na międzynarodowy sukces, czego konsekwencją są niestety liczne uproszczenia i pewna sztuczność świata przedstawionego, co nie ma nic wspólnego z absurdem tamtej epoki.

6/10

---------------------------------------------------------------------------------------


"Gang Rosenthala" (Closer to the Moon), reż. Nae Caranfil, USA, Polska, Włochy, Rumunia 2013, dystrybutor: Ultra Captum, premiera kinowa: 13 marca 2015

--------------------------------------------------------------------------------------

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy