Reklama

"Gainsbourg" jako komiksowy bohater

"Gainsbourg", reż. Joann Sfar, Francja/USA 2010, dystrybucja: Monolith Plus, premiera kinowa: 21 maja 2010

Potężne uszy i wielgachny nos. Tyle zostaje z Serge'a Gainsbourga w biograficznym filmie o francuskim piosenkarzu w reżyserii Joanna Sfara.

Wyskoczył "Gainsbourg" w kalendarzu dystrybutora jak filip z konopi, dwa tygodnie przed nagle zapowiedzianą premierą. Tak jakby Monolith nie bardzo wiedział, co z filmem Joanna Sfara zrobić. Idealnym momentem na wprowadzenie "Gainsbourga" do kin był przecież odbywający się w ramach marcowego festiwalu Francophonic koncert "Chopin inspires Gainsbourg". Nie stałaby się jednak obrazowi Sfara żadna krzywda, gdyby od razu wylądował na sklepowych półkach.

Reklama

Największym grzechem debiutującego reżysera była chęć opowiedzenia zbyt wielu rzeczy z - barwnej i obfitującej w skandalizujące epizody - biografii Gainsbourga. Zapychając 130-minutowy film tyloma ekranowymi wydarzeniami, każde z nich automatycznie sprowadził Sfar do rangi encyklopedycznej notki. Dzieciństwo w cieniu swastyki, odkrycie przez Borisa Viana, romans z Brigitte Bardot i powstanie "Je t'aime moi non plus", związek z Jane Birkin etc. Szkolny bryk. Kolejne sceny filmu nie wynikają z poprzednich ujęć, są tylko suchym streszczeniem najważniejszych punktów osobistego życia gwiazdora.

Wydawać by się mogło, że przynajmniej powstała kompletna filmowa biografia Gainsbourga. Nic bardziej mylnego. Tylko ktoś biegle orientujący się w życiorysie piosenkarza, połączy tą bezładną plątaninę scen w logiczną i spójną emocjonalnie całość. Reżyser i scenarzysta w jednej osobie poczyna sobie bowiem z narracyjną materią swojego filmu dość nonszalancko - chronologia "Gainsbourga" przypomina lekcję historii, na której, z braku czasu, wypunktowano uczniom tylko kluczowe wydarzenia, zapominając wyjaśnić ich znaczenie. Jeśli więc film Sfara miał ambicję biograficzną, to pełno w tej biografii powyrywanych kartek. Być może sprawdziłoby się to po rozciągnięciu do kilkugodzinnego serialu, format kinowy tego scenariusza po prostu nie strawił.

Zawodzi "Gainsbourg" jako kino biograficzne, nie sprawdza się też zupełnie jako musical. Sfar próbuje inscenizować wokalno-taneczne historie: a to Gainsbourg z Vianem wracają po pijackiej nocy do domu i improwizują piosenkę o powodach swego alkoholizmu, w innym momencie naga Brigitte Bardot wykonuje układ z prześcieradłem do piosenki "Comic Strip". Brak tym wymuszonym numerom zwiewności i oryginalności, którymi charakteryzowało się choćby beatlesowskie "Across the Universe".

Nie porywają również autorskie interpretacje kawałków Gainsbourga w wykonaniu odtwórców głównych ról. Coś tam szepcze Leatitia Casta jako Brigitte Bardot, popiskuje Lucy Gordon w roli Jane Birkin, mruczy odtwórca tytułowej roli - Eric Elmosnino. Nawet reżyser - Joann Sfar - śpiewa jedną piosenkę jako Georges Brassens. Dla miłośników kina jest tu jednak mały smakołyk - małą rólkę producenta muzycznego Gainsbourga dostał wybitny francuski reżyser Claude Chabrol. Z cygarem w ustach lubieżnie wsłuchujący się w "Je t'aime..." wygląda naprawdę przekonująco.

Jedyne czym "Gainsbourg" pozytywnie zaskakuje, to... zauważalna już w czołówce filmu komiksowa proweniencja reżysera. Sfar jest przede wszystkim autorem komiksów, a jego Gainbourg najlepszy jest... jako postać rysunkowa. Reżyser otwiera swój film na wzór "Różowej pantery" - animowany bohater z wielgachnymi uszami i potężnym nochalem przypomina szczura.

Sfar idzie jednak dalej i decyduje się na ryzykowny, nie o końca udany, lecz jednak intrygujący zabieg - obdarza swego aktorskiego Gainsbourga demonicznym alter ego - podążającą za nim krok w krok wykoślawioną gębą, przed którą całe życie uciekał Gainsbourg. Chwytliwe to rozdwojenie i wzbogacające tą nudnawą i ciągnącą się jak dym z galouise'a opowieść o tak silnie obecne w twórczości Gainsbourga wątki surrealistyczne. Szkoda tylko, że nawet tu zabrakło Sfarowi konsekwencji i obecność kukiełkowego pana Hyde'a pozostaje zaledwie efektownym fajerwerkiem, nie zaś - egzystencjalną eksplikacją fenomenu Gainsbourga.

3/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: USA | Plus | Brigitte Bardot | bardot | brigitte | film | Bohater
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy