"Fin del Mundo": Panny z wilczej jamy [recenzja]

Gabriela Muskała, Anna Olejnik i Magdalena Różańska w filmie "Fin del Mundo?" /AP Manana /materiały prasowe

"Fin del Mundo?" Dumały - obrona autorstwa filmowego. Chciałoby się pielęgnować takie kino. Powinno być pod ochroną. Jestem pewien, że w momencie kiedy zabraknie w kinie miejsca dla takich kreatorów, kolorowych ptaków, jak Piotr Dumała, moja praca trochę straci sens. Krytyk jest również po to, żeby zobaczyć i wspierać. Opisywać inność.

"Fin del Mundo?": Kino to także szaleństwo i alogiczności

Prawo do bezprawia dramaturgicznego. Kino środka, dominujące przecież, zdemolowało myślenie o obrzeżach. Wszystko powinno się zgadzać. Pan spotyka panią, albo pana, robią awanturę, albo zawierają pakt przymierza, "zbrodnia to niesłychana", coś się wydarza, coś tłumaczy. I mamy film.

A przecież kino to także szaleństwo, alogiczności, oniryczność i występek. Nie musi naśladować życia, może to życie wyprzedzać. I w podróży bez celu do celu, tak wiele może się wydarzyć. Oglądając "Fin del Mundo?" Piotra Dumały dziwiłem się i uśmiechałem, że wszystko jest tutaj możliwe, prawdopodobne, nawet to, że świat się kończy dziko i zabawnie, a dawno umarli witają z uśmiechem niedawno żywych, albo żywych właściwie w stu procentach.

Reklama

Procentowo nie da się podzielić, co jest mrzonką, co fantasmagorią, co mową, a co trawą, co wreszcie: mową trawą.

"Fin del Mundo?": Artyści najwyższej próby

Stara willa na końcu miasta, na końcu świata. W tej willi starzy ludzie. Nie żyją, ale tylko do pewnego stopnia. Mieszkają w piwnicy, martwi umiarkowanie. Są jeszcze brat i trzy siostry. Tkwią w somnambulicznym letargu, między snem a jawą. Śniadania, rozmówki, odkrywanie nadprzyrodzonych mocy Waldiego. Muślinowa komedia zbacza w stronę teatru absurdu, następnie westernu, melodramatu. Filmowy dom rozszerza się, po czym zawęża, akcja przenosi się do pociągu. Widmowego, jak wszystko inne. Fabuły Piotra Dumała, podobnie jak jego słynne animacje, opierają się jednoznacznościom.

Dumała w "Fin del Mundo?" otoczył się artystami najwyższej próby. Purenonsensowna przypowieść toczy się w rytmie niepokojącej muzyki Sebastiana Ładyżyńskiego (chciałoby się usłyszeć jej więcej), zaś purenonsensowny świat wizualnie wykreowali z Dumałą artyści najwyższej próby: odpowiadający za scenografię - Katarzyna Sobańska i Marcel Sławiński oraz wybitna kostiumografka - Dorota Roqueplo. W pracy scenografów i kostiumolożki widać każdy szczegół: pamięć serdecznych, melancholijnych kolacji z samowarem u sióstr Prozorow z Czechowa, z samowiedzą starego świata, który przeżył Czechowa, przeżył Stalina, przeżywa właśnie swoją końcówkę. Fin del Mundo. Bibeloty z epoki, suknie z epoki, a przecież współczesne, drobne elementy, decydujące o całościach. I świat, który zdetonował sobie bombę. Ta bomba obwiązana jest różową wstążeczką. Śmierdzące, śmieszne jajo.

Aktorsko jest świetnie. Po raz kolejny powraca Mariusz Bonaszewski, aktor-fetysz Dumały, nieco podobny do reżysera fizycznie, tym razem w drugoplanowej roli Generała. Jest oczywiście Stanisław Brudny, najmłodszy (duchem) i najstarszy (metryką) z polskich aktorów, jest Helena Norowicz, czy odkryty przez reżysera w spektaklu "Wymazywanie" Krystiana Lupy, wciąż nienależycie odkryty przez kino, Andrzej Szeremeta w głównej roli Waldiego, dalej fantasmagoryczna Joanna - Aleksandra Popławska, wreszcie eteryczne i dosłowne zarazem trzy siostry, bardzo z Dumały, trochę z Czechowa: Masza - Gabriela Muskała, Anna - Anna Olejnik i Sophie - Magdalena Różańska.

"Fin del Mundo?": Umarli żyją jeszcze całkiem, całkiem

"Panny z Wilka" wyszły z wilczej jamy, rozmawiają trochę jakby witały powstańca, żeromszczyzną jakąś uwodzącą i straszliwą, żeby równolegle snuć przypowieść o groźnej współczesności. O tym, co Dumała pokazuje z gorzkim uśmiechem, że świat się kończy, jeszcze czekają nas jakieś podrygi, wierzganie w obcasikach, w szpilkach, ze szpilką we włosach, ale to już końcóweczka.

I dlatego "Fin del Mundo?" przypomina długą podróż widmowym pociągiem, z prezydentem od czapy, z wodzirejami wojny i dyletantami pokoju. Jadą tak, bez peronów, bez przystanków albo na przystankach wyśnionych, wymyślonych. Semafor swoje, a oni swoje. "Nie dbać o bagaż, nie dbać o bilet". Nie trzeba o to wszystko dbać, stacja końcowa jest już blisko. Ostatni przystanek, ostatnia filiżanka herbaty, ostatnia rodzina.

Piotr Dumała, jedna z legendarnych postaci rodzimej animacji, w swoim trzecim fabularnym filmie, kroczy własną, niepodległą drogą twórczą. Czym jest owa niepodległość? Na przykład tym, że w zunifikowanym świecie masowej produkcji, coraz mniej jest miejsca dla reżyserów wierzących w siłę wyobraźni. Perspektywa snu: coś się przyśniło, coś zostało, wydaje się logiczne, chociaż logiczne nie jest. Wybrzmiewa fantasmagorią, zmyśleniem, kontrapunktem.

W "Fin del Mundo?" śni się Dumale zmierzch świata. W perspektywie antropologa kultury czy socjologa ten koniec musiałby wyglądać przerażająco. "Mała jałowa ziemia" - z wiersza Marka Skwarnickiego. Piotr Dumała jednak woli perspektywę śmiechu. Śmiejmy się do samego końca, śmiejmy na własnym pogrzebie, śmiejmy, dopóki jeszcze potrafimy się śmiać.

Żołnierze, spiski, powietrze zatrute. Na razie to tylko sen, nieokrutny, chociaż straszny. Sen o końcu świata, ograniczonego do resztek z resztek. Ostatni osobnicy na ziemi. Akurat zostali  ciekawi, efektowni, charakterystyczni. Tak działa kino. "Tak działa jamniczek" z animacji Antonisza.

Jamniczek czyli ludzie. Tylko w świecie Piotra Dumały umarli żyją jeszcze całkiem, całkiem. Dogorywają sobie w piwnicy, przychodzą na kolację, dogadują i dośpiewują swoje, no i mają  niezłe kontakty z Argentyną. Pan Gombrowicz uchyla im rąbka kapelusza.

Aktorzy tworzą zaskakujące postaci

Szczególne wzruszenie wywołała we mnie postać ojca i dziadka zagrana przez Stanisława Brudnego (w ładnym duecie z Heleną Norowicz). Pan Brudny ma 93 lata i jest w absolutnie mistrzowskiej formie. Gra w Teatrze Nowym, występuje w filmach, a dla Dumały jest chyba kimś w rodzaju aktorskiego amuletu, drogocennego daru. To postać z jego animacji. Z adaptacji Dostojewskiego, jeszcze bardziej z Kafki. Widmowy, jakby pozamaterialny, ale przy tym jowialny i śmieszny. Nerwowy, wesoły chichocik. Stanisław Brudny ocala ten świat, resztki tego świata. Śmiechem zbudowanym z uśmiechu.

W ogóle, rzecz znamienna, figury postaci w rzeczywistości "Fin del Mundo?" przestają być figurami. Ożywają, a aktorzy tworzą zaskakujące postaci. Aleksandra Popławska, seksowna i tajemnicza, jak Adela u Schulza, jak Albertynka Gombrowicza, idealnie dopasowana do tego świata, komicznostraszni: Mariusz Jakus i Cezary Żak, wreszcie Gabriela Muskała w komediowym żywiole. Gra oczami. Wielkimi, zdziwionymi oczami. W oczach Gabrieli tonie wszystko. I zaskoczenie (że to już), i satysfakcja (wreszcie to się kończy), i konkluzja (ale co się pobawiliśmy, to nasze). W oczach Gabrieli Muskały tonie cały głupi świat. Toniemy. To nie my.

7/10

"Fin del Mundo?", reż. Piotr Dumała, Polska 2023, dystrybutor: TVP.

Recenzja powstała podczas ubiegłorocznego Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Tytuł trafi na ekrany kin 24 maja 2024.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Fin del Mundo?
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy