Filmowe zabawki Jean-Pierre'a Jeuneta
"Bazyl. Człowiek z kulą w głowie" ("Micmacs a' tire-larigot"), reż. Jean-Pierre Jeunet, Francja 2009, dystrybutor Syrena Films, premiera kinowa 10 września 2010 roku.
Twórca "Amelii" zaprasza nas w cudownie absurdalną podróż do barwnego świata społecznych wyrzutków, którzy wypowiadają wojnę producentom broni. "Bazyl. Człowiek z kulą w głowie" to nieskrępowana konwencją zabawa w kino, materiał na dzieło kultowe.
Jest kilku autorów współczesnego filmu, którzy nie zważają na festiwalowe trendy, zapewniające kasowy sukces gatunkowe schematy, czy też wyrafinowaną poetykę swoich dzieł, lecz po prostu uwielbiają bawić się kinem. To dla nich mechaniczna zabawka, dzięki której są w stanie urzeczywistnić swoje najbardziej szalone wizje. Takimi wiecznymi dziećmi kina amerykańskiego są Robert Rodriguez i Quentin Tarantino, zaś nad Sekwaną na to miano zasłużył Jean-Pierre Jeunet.
"Bazyl. Człowiek z kulą w głowie" (kula w głowie należy się dystrybutorowi za ten dwuczłonowy tytuł) to cudownie absurdalna historyjka o pracowniku wypożyczalni filmów, który przez zupełny przypadek zostaje postrzelony. Cudem uchodzi z życiem, jednak lekarze bojąc się ryzykownej operacji, zostawiają w jego czaszce nabój. Po powrocie do "rzeczywistości" samotny Bazyl z dnia na dzień trafia na społeczny margines. Prowadząc żywot trampa spotyka na swojej drodze ukrywającą się na złomowisku bandę ekscentryków, z których każdy jest specem w osobliwej dziedzinie (mamy więc kobietę kalkulator, kobietę gumę, człowieka kulę armatnią, czy też genialnego konstruktora). Wspólnie wypowiadają wojnę producentom broni...
Czego można spodziewać się po filmie Jeuneta? Z pewnością błyskotliwych rozwiązań narracyjnych i montażowych, które znamy z pamiętnej "Amelii". "Bazyl" składa się z dziesiątek oryginalnych mikroscenek, zachwycających pomysłową konstrukcją. Jeunet czerpie garściami z komiksów, klasycznego kina hollywoodzkiego, slapstickowych burlesek i komedii Jacquesa Tati, parodiuje filmy o wielkich przekrętach w rodzaju "Ocean's Eleven" oraz składa hołd twórczości Charlesa Chaplina.
Podobnie jak w filmach autora "Brzdąca", maluczcy dzięki sprytowi pokonują bogatych i silnych. Jeunet wierzy, że Dawid może wygrać z Goliatem. Podobnie jak w "Amelii", mamy do czynienia z filozofią niepoprawnego, wręcz perwersyjnego optymizmu. W kinie przecież wszystko może się zdarzyć: skoro tramp Charlie zdobył serce pięknej kwiaciarki, to Bazyl ze swoimi przyjaciółmi mogą zmienić świat na lepszy. To godne podziwu przekonanie o zdolności do zmiany ludzkiego przeznaczenia, którymi kino Jeuneta jest nasycone, połączone jest tu z umiłowaniem absurdu i dziwaczności. Taki zestaw sprawia wrażenie, jakbyśmy oglądali szaloną mutację filmów Franka Capry z fantasmagoriami Tima Burtona. I wierzcie lub nie, ale w takim kinie można się zakochać.
"Bazyl" to bardzo zabawny zestaw gagów przeznaczony dla widzów kochających absurd. Bajeczka opowiadana przez Jeuneta powoduje szczery rechot, nawet gdy na ekranie królują dowcipy dość okrutne w swej wymowie. Zabawę w kino w wykonaniu francuskiego magika ekranu ogląda się z niezwykłą przyjemnością.
8/10