Reklama

"Fenomen" absurdu

"Fenomen", reż. Tadeusz Paradowicz, Polska 2010, dystrybutor Kino Świat, premiera kinowa 7 maja 2010 roku.

"Fenomen", debiutującego w fabule 54-letniego Tadeusza Paradowicza, zapowiadany był, mało powiedzieć, że szumnie. Miał to być "Rejs" na miarę naszych czasów, rezurekcja polskiej komedii spod znaku Marka Piwowskiego, miał zdobywać salony, uwodzić, być kultowym, czarować i bawić. Co z tego wyszło? Cóż... wyszło szydło z worka.

Dystrybutor tymi oto słowy zaprasza widzów na debiut kinowy Paradowicza: "Fenomen to nieprzyzwoicie śmieszna komedia, nawiązująca do najlepszych tradycji gatunku, pełna zaskakujących zwrotów akcji, barwnych postaci i zabawnych dialogów, które mają szansę na trwałe zapisać się w pamięci kinomanów".

Reklama

Rozpocznijmy rozbiór tego zdania.

"Fenomen to..." wedle definicji encyklopedycznej coś, co dane jest poznaniu zmysłowemu, a więc obraz, dźwięk, zapach etc. Tę definicję spełnia produkcja. Niestety film jest również fenomenem, który, mimo że może być poddany poznaniu, nie powinien być mu poddawany. Dlaczego? O tym dalej.

"...nieprzyzwoicie śmieszna komedia..." - to niestety nie jest. Zadziwiające, że Paradowiczowi udało się uniknąć jakiegokolwiek udanego dowcipu w trakcie trwania całego filmu. Nieprzyzwoitości także jak na lekarstwo. Dowiedzieliśmy się jednak podczas seansu, że np. Romuald Kłos - Rzymianin z "Pasji" Mela Gibsona - ma "ogromnego ptaka".

"...nawiązująca do najlepszych tradycji gatunku..." - a jakże. Nawiązująca jak najbardziej. Ale jakoś półgębkiem i zupełnie bez planu na to, jak tego rodzaju nawiązanie przekuć w autorski dowcip. W czasie seansu miałem wrażenie, że od czasu do czasu w "Fenomenie" ujawnia się cień kilku naprawdę fajnych, ale zupełnie niewykorzystanych pomysłów.

"...pełna zaskakujących zwrotów akcji..." - z tą częścią opisu zgadzam się w pełni. Zwrotów akcji nie brakuje i są naprawdę zaskakujące. Wynika to z nowatorskiego podejścia twórców do zagadnienia montażu filmowego i narracji, a mianowicie "Fenomen" nie opowiada niczego w sposób spójny i logiczny. Ledwo zarysowani bohaterowie pojawiają się nagle w scenach, które nie łączą się ze sobą, wątki się rwą, w panice ktoś próbuje to wszystko lepić narracją z offu. Nic to jednak! Im bliżej końca seansu, w tym większy absurd popada cała opowieść, a widz zaczyna sprawdzać, czy ktoś mu czegoś do kawy nie dosypał. Rozumiem, że to jest właśnie ta sławetna "igraszka z konwencją" i ironiczna meta-kpina z kina i seriali telewizyjnych. Zupełna niespójność jest największą wadą tego filmu i budzi największe zażenowanie.

"... barwnych postaci..." - istotnie, postaci ubrane są często w stroje bardzo pstrokate. To wszystko co mogę o nich napisać.

"... i zabawnych dialogów, które mają szansę na trwałe zapisać się w pamięci kinomanów" - przykro mi, nie pamiętam ani jednego z tych bon motów.

Dużo o "Fenomenie" mówiło się, gdy tego fenomenu nikt jeszcze nie widział na oczy. Miał to być film w głównej mierze oparty na energii komicznej, jaka jest indukowana w momencie nakierowania obiektywu kamery filmowej na kogoś, kto z pracą na planie nie ma nic wspólnego - na naturszczyka. By spędzić odpowiednią ilość tego rodzaju indywiduów w jedno miejsce, casting do "Fenomenu" zorganizował Paradowicz w Płocku, w czasie Międzynarodowego Festiwalu Zawodów Filmowych "CineMagic", w 2008 roku. Niestety - z castingu w Płocku niewiele materiału przedarło się do wersji kinowej filmu. Piszę "niestety", gdyż te fragmenty są jedynym momentem w filmie, kiedy wydaje się, że - a nóż - coś za chwilę zacznie się dziać.

Chyba jedyną zaletą tej komedii są ładne plenery Płocka, w którym odbywały się zdjęcia.

Ale, cóż ja tam wiem o polskim kinie. Na seans "Fenomenu" zaprasza nas PISF, a ta "nieprzyzwoicie śmieszna komedia" zakwalifikowała się do Konkursu Głównego 35. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.

Po pierwszym seansie, w czerwcu 2009 roku w NovymKinie Przedwiośnie w Płocku, "Fenomen" został niezbyt dobrze przyjęty zarówno przez widzów, jak i krytyków. Reżyser w odpowiedzi na zarzuty stwierdził wtedy, że "nie była to ostateczna wersja filmu" i gruntownie przemontował swoje debiutanckie dzieło.

Pozostaje więc jeszcze raz sięgnąć po nożyce i przed rozpoczęciem gdyńskiego festiwalu znów gruntownie rozpocząć ponowny montaż.

2/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Płock | komedia | dystrybutor
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy