"Feniks" [recenzja]: Powrót
Dwie kobiety podróżują samotnie nocą. Ich samochód zostaje zatrzymany na punkcie kontrolnym przez amerykańskiego żołnierza. Papiery się zgadzają - wszystkie przepustki są ważne, ale jest jeden mały problem. Kobieta siedząca na fotelu pasażera ma zasłoniętą twarz. Jej głowa jest owinięta bandażem. Widać tylko i wyłącznie oczy. Uparty amerykański żołnierz nalega, aby zdjąć opatrunki. Kiedy widzi twarz Nelly, jest przerażony.
Niemcy po II wojnie światowej - amerykańska strefa okupacyjna. Kobieta z zakrytą twarzą to Nelly Lenz (Nina Hoss). Przed wojną popularna i utalentowana śpiewaczka pochodzenia żydowskiego, która została wywieziona do obozu w Auschwitz. Udało jej się przeżyć egzekucję - strzał w głowę. Po powrocie do Berlina pomaga jej przyjaciółka - Lene (Nina Kunzendorf). Trzeba zorganizować nowe mieszkanie, odzyskać rodzinny majątek i załatwić operację rekonstrukcji twarzy. Kobieta pragnie wyglądać tak samo jak przed wojną. Robi to dla swojego ukochanego męża, który być może przeżył i żyje gdzieś w Berlinie.
W "Feniksie", którego scenariusz powstał na podstawie książki autorstwa Huberta Monteilheta "Le retour des cen dres", najbardziej zaskakuje noirowy klimat powojennego Berlina. Kontrolowane przez wojska alianckie zrujnowane miasto funkcjonuje na bardzo specyficznych warunkach. Powstają podejrzane nocne kluby, amerykańscy wojskowi wykorzystują swoją władzę a pozostali przy życiu obywatele dawnej III Rzeszy próbują przetrwać. Obok tego "nocnego miasta" istnieje jeszcze codzienność tych, którzy byli ofiarami totalitaryzmu, ale przetrwali. Lene pomaga Ninie, ale jednocześnie zbiera dokumentację nazistowskich zbrodni. Wypełnia swoją misję, ale chce jak najszybciej uciec do Palestyny.
W tym specyficznym, powojennym tyglu rozwija się historia kobiety - byłej więźniarki obozu, której odnaleziony mąż Johnny (Ronals Zehrfeld) nie rozpoznał, ale zobaczył podobieństwo. To wystarcza mężczyźnie do tego, żeby rozpocząć proces "nauczania byciem Nelly". Podobnie jak w "Vertigo" Hitchcocka - Nelly uczy się być sobą w najdrobniejszym szczególe. Nina Hoss jest w tej roli po prostu brawurowa.
Petzoldowi udało się pokazać absurd próby "powrotu" do przeszłości i niemożność przepracowania winy przez sprawców. Reżyser "Barbary" nie ustrzegł się jednak przed momentami bardzo naiwnym konceptem love story. Johnny to symbol złamanego życiorysu niemieckiego obywatela, który tylko raz podjął najgorszą decyzję w życiu. Skutki tego jednego momentu będzie odczuwał do końca swoich dni. W "nowym" świecie jego żona Nelly nie ma prawa już istnieć, nawet jeśli cudem przetrwała. Johnny zmusza przypadkowo poznaną kobietę do tego, żeby odgrywała z nim "powrót do domu". Robi to nie tylko ze względu na spory majątek, ale też dlatego, że tylko w ten sposób będzie w stanie zapomnieć, że gdyby nie on, wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej.
Obok dramatu Nelly i Johnny’ego, gdzieś w tle z traumą wojny próbuje sobie poradzić Lene. Dopóki ma cel, funkcjonuje w otaczającej ją rzeczywistości. Kiedy ponownie zostaje sama, podejmuje decyzję ostateczną. To jej postać staje się kontrapunktem do postaci Nelly. Podobnie jak kiedyś w "Trzech kobietach" Różewicza losy tych, które przetrwały, są ze sobą powiązane, chyba że rozdzieli je śmierć.
6,5/10
"Feniks" (Phoenix), reż. Christian Petzold, Niemcy 2015, dystrybutor: Aurora Films, premiera kinowa: 26 czerwca 2015