"Ella i John" [recenzja]: Na końcu

Helen Mirren i Donald Sutherland w filmie "Ella i John" /materiały prasowe

Czasem przychodzi taki moment, kiedy nie ma się już nic do stracenia i trzeba zaryzykować. Nawet jeśli wiąże się to z ryzykiem utraty zdrowia i życia. Tym bardziej w sytuacji osób starszych, które mają pełną świadomość tego, że nie zostało im wiele czasu. Bohaterowie filmu Paolo Virzi’ego ("Kapitał ludzki") rzucają wszystko w mgnieniu oka. Ruszają w podróż, aby spełnić swoje marzenia i po raz ostatni poczuć, że żyją.

Tytułowa para Ella (Helen Mirren) i John (Donald Sutherland) to starsze małżeństwo z amerykańskich przedmieść. Co roku jeździli na wakacje swoim kamperem. Ella nazwała go "tropiciel przyjemności" i dzięki temu każda wakacyjna chwila miała być tą jedną jedyną. Zresztą oryginalny tytuł filmu to właśnie "The Leisure Seeker". Teraz po latach stary pojazd to przede wszystkim symbol przeszłości i jednocześnie powód kłótni z dziećmi.

Państwo Spencer wychowali syna i córkę. Ona uczy na Uniwersytecie, a on próbuje znaleźć swoje miejsce na ziemi. Ewidentnie życie młodszego pokolenia to pasmo ciągłych stresów i niesnasek. Rodzice próbują od tego uciec, szczególnie że zarówno Ella, jak i John borykają się z poważną chorobą.

Reklama

W filmie Virzi’ego, którego scenariusz oparto na powieści Michaela Zadooriana nie ma miejsca na suspens. Generalnie od początku wiadomo, że ta podróż ma swój bardzo określony cel. Chodzi o przywołanie wspomnieć, odwiedziny w posiadłości Hemingwaya, ostatnie chwile wolności... Potem niech dzieje się cokolwiek.

John cierpi na zaniki pamięci. Narracja filmu opiera się na ciągłym przypominaniu epizodów z życia małżeńskiego i koniec końców odgrywania ról z przeszłości. Dla Elli liczy się każda minuta spędzona z mężem, który akurat obudził się z letargu amnezji. Jednocześnie para próbuje przepracować swoje traumy, tajemnice i zdrady. Tak, żeby wszystko zostało wyjaśnione - żeby nikt nie miał wątpliwości, jak było naprawdę.

Oczywiście film Virzi’ego "niosą" wybitni aktorzy. Mirren i Sutherland robią co mogą, żeby w filmie nie było klisz i stereotypów. Niestety "Ella i John" to momentami tkliwa opowiastka z przewidywalnym finałem, w której niektóre elementy kompletnie nie pasują do idei tej opowieści. I nie chodzi tu o atak na wątki melancholijne czy melodramatyczne. Wręcz przeciwnie.

Trudno odmówić tej aktorskiej parze "mocnych momentów". Razi niezdecydowanie reżysera, który na przykład sygnalizuje widzowi, że mamy do czynienia z czasem ostatnich wyborów prezydenckich, ale w żaden sposób z tego nie korzysta. Na ulicach kolejnych miast widać twarz Trumpa, ludzie krzyczą o "obcych", których nienawidzą, a para głównych bohaterów kompletnie na to nie reaguje. Wszystko dzieje się gdzieś obok. Niedokończone wątki to również tożsamość seksualna syna czy relacje rodzinne z dziećmi. Tak jakby ktoś po prostu o tym zapomniał.

6/10

"Ella i John", reż. Paolo Virzi, Włochy, Francja 2018, dystrybutor: premiera kinowa: UIP, 25 maja 2018 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy