"Dzika" [recenzja]: Ktoś, kogo nie było

Lilith Stangenber w scenie z filmu "Dzika" /materiały dystrybutora

Od premiery na festiwalu w Sundance ponad rok temu, najnowszy film Nicolette Krebitz był określany jako jeden z najbardziej skandalizujących obrazów ostatnich lat. Z jednej strony trawestacja baśni, z drugiej - ponowna próba zmierzenia się z tematem tego co wolno, a czego nie wolno pokazywać w kinie. "Dzika" to doskonały przykład na to, jak legenda wyprzedza sam obraz i buduje napięcie, które koniec końców okazuje się być czystą iluzją.

Ania (Lilith Stangenber) mieszka sama w średniej wielkości mieście gdzieś w Europie. Jej życie to nic szczególnego. Mimo tego od samego początku reżyserka i scenarzystka stara się jak najbardziej skomplikować codzienność swojej bohaterki. Z jednej strony praca sekretarki podejrzanej, nudnej firmy, z drugiej - nauka strzelania na strzelnicy. Gdzieś w tle pojawia się siostra Ani i jej chłopak, który nie przepada za rodziną partnerki. I na koniec umierający dziadek w pobliskim szpitalu. Taki ma być punkt wyjścia. Krótko mówiąc, doskonały przykład na to, jak wygląda filmowa sztuczność.

Reklama

Pewnego dnia na drodze Ani pojawia się wilk. Nie do końca wiadomo, dlaczego wzbudza jej zainteresowanie. Podobnie trudno orzec, dlaczego między główną bohaterką, a jej szefem rodzi się coś w rodzaju uczucia. Każdy kolejny epizod jest na siłę doklejony do poprzednich. Szczytem jest sam motyw rozwoju relacji między Anią a wilkiem.

Trudno obronić cokolwiek w wizji Krebitz. Przede wszystkim nie ma żadnej przesłanki do tego, żeby tę historię opowiadać. Ania to przykład figury kogoś, kogo nie było - nawet jeśli uda nam się dobrnąć do końca tej filmowej przypowieści. Oczywiście od samego początku widać w "Dzikiej" inspiracje "Biegnącą z wilkami" Clarissy Pinkoli Estes, ale tak naprawdę to też tylko iluzja. Nic bowiem w filmie Krebitz nie spełnia funkcji wyzwalającej, transformującej. Żaden z motywów nie staje się punktem wyjścia do przepracowania jakiegokolwiek zjawiska. Szczególnie jeśli chodzi o temat relacji kobiety i zwierzęcia. Sceny wyzwolenia seksualnego Ani to już szczyt sztuczności.

"Dziką" można oczywiście próbować interpretować w nawiązaniu do filmów takich reżyserek jak Catherine Breillat czy Mariny de Van. Niestety obraz Krebitz jest przykładem półśrodka, wariacji nieskończonej, w której na poziomie stworzenia wizji transformacji głównej bohaterki coś poszło nie tak. Paradoksy, brak logiki i kompletny brak wyczucia w tworzeniu postaci, to tylko niektóre zarzuty do filmu "Dzika". I choć koniec końców chodzi o wyzwolenie, od samego początku trudno zorientować się kto, jak i od czego pragnie się wyzwolić.

3/10

"Dzika", reż. Nicolette Krebitz, Niemcy 2016, dystrybutor: Bomba Film, premiera kinowa 26 maja 2017 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama