Reklama

"Dwa dni, jedna noc" [recenzja]: Jedenaste - nie proś

"Dwa dni, jedna noc" to przykład europejskiego kina artystycznego będącego reakcją na niedawny kryzys ekonomiczny. Temat niełatwy, a film w całości oparty na barkach Marion Cotillard, aktorki mającej taką samą rzeszę fanów, co zagorzałych przeciwników. A jednak - udało się!

Dwa znaki rozpoznawcze naszych czasów? Praca i depresja. Utrata pierwszej powoduje atak drugiej, nadmiar pierwszej - to samo. Sandra właśnie planuje wrócić do fabryki paneli słonecznych, gdzie pracuje na stanowisku niskiego szczebla. A właściwie - pracowała, okazuje się bowiem, że w czasie, kiedy walczyła z depresją, szefowie zredukowali jej stanowisko, obiecując pozostałym pracownikom premię w wysokości 1000 euro, jeśli w demokratycznym głosowaniu oddadzą głos za zwolnieniem kobiety. Sandrze udaje się doprowadzić do ponownego głosowania. To ma nastąpić po weekendzie. Kobieta ma więc tytułowe dwa dni i jedną noc, żeby przekonać kolegów do zmiany zdania.

Reklama

Fabuła tego filmu jest banalnie prosta, ale zdolnym reżyserom udało się ją przekuć w trzymającą w napięciu historię. Duża w tym zasługa Cotillard, która jako Sandra nadaje ton całej opowieści. Jej kreacja doczekała się nominacji do Oscara, czemu trudno się dziwić. Z jednej strony aktorka zmieniła swój wizerunek - z pięknej, dystyngowanej kobiety w amerykańskich filmach stała się zupełnie przeciętną robotnicą z końską kitą w niemodnej, taniej koszulce. A przecież nie od dziś wiadomo, jak Hollywood kocha takie metamorfozy. Z drugiej strony jednak, udaje jej się autentycznie wygrać kobietę na skraju załamania nerwowego, której najlepszym przyjacielem jest Xanax. Cotillard nie pozwala sobie nawet na odrobinę histerii. Jej aktorstwo jest oszczędne, stonowane; zmieniające się nastroje, jakże dla tej choroby typowe, widoczne są dzięki zbliżeniom, z oddali nie widać niczego. Zdradzają ją drżenie wargi, uroniona łza, głębiej niż zwykle napięta zmarszczka. Aktorsko film stoi na wysokim poziomie także dzięki wspaniałej, naturalnej grze Fabrizio Rongione, stałego odtwórcy ról w filmach belgijskich braci. On i Cotillard są równymi partnerami, chociaż to tę drugą oglądamy przez 100% ekranowego czasu.

Jeśli coś budzi wątpliwości, to sytuowanie filmowych bohaterów. Sandra, odwiedzając kolejnych kolegów z pracy, ma okazję przyjrzeć się, jak żyją na co dzień, a także, co motywuje ich do głosowania za premią zamiast za jej pozostaniem w firmie. Powody są najróżniejsze - patio w ogródku, opłata za szkołę dziecka, kredyt czy podjazd do garażu, ale jednak nie do końca przynależne klasie opisywanej przez braci Dardenne. Podobnie jest ze standardami socjalnymi Sandry i jej rodziny - jej dom, samochód, posiłki i wyposażenie są na poziomie polskiej klasy średniej. Nic to jednak, bo "Dwa dni, jedna noc" nie rości sobie prawa do wiernego odbijania rzeczywistości. Najważniejszy jest konflikt, o którym reżyserzy opowiadają. Ważna jest sytuacja, w której znalazła się sportretowana przez nich kobieta. Sandra staje przed wyzwaniem, któremu dziś wielu z nas mogłoby nie sprostać. Musi poprosić o pomoc, nie mając do zaoferowania nic w zamian. Nie tyle odwołać się do prostych odruchów współczucia (ostatnia rzecz, na której jej zależy, to wzbudzanie litości), co wykazać, że decyzja, którą podjęli, mogła być zbyt pochopna albo sterowana przez szefostwo.

Najciekawszy film jest wtedy, kiedy pokazuje reakcje - ludzi na Sandrę i jej na słowa kolegów z pracy. Kobieta odzyskuje wiarę w siebie, słysząc, że ktoś stanie po jej stronie, i traci ją, kiedy któraś z osób wybiera opcję pieniądze. Oczywiście, największe emocje budzi finał, w którym odbywa się głosowanie nad dalszymi losami Sandry, ale refleksje i poczucie uwierania pojawiają się znacznie wcześniej. Chociaż Dardenne'owie nie podchodzą nas tanimi pytaniami o to, jak zachowalibyśmy się na miejscu bohaterki ani jej kolegów, nie sposób uciec od radości, że nie musieliśmy się w podobnej sytuacji znaleźć. Wiemy bowiem, że choć opowieść jest odrealniona, portretuje szczere emocje i prawdziwe interakcje międzyludzkie. W kinie kolana zaczynają podskakiwać nerwowo nie tylko na samą myśl o tym, że musielibyśmy kogoś poprosić o przysługę, nie mając nic do zaoferowania w zamian, ale też na myśl, że taka prośba zostałaby skierowana do nas.

7/10

---------------------------------------------------------------------------------------


"Dwa dni, jedna noc" (Deux jours, une nuit), reż. Luc Dardenne, Jean-Pierre Dardenne, Belgia, Francja, Włochy 2014, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa: 27 lutego 2015

--------------------------------------------------------------------------------------

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy