"Dusza i ciało" [recenzja]: Wybudzić się z letargu

Kadr z filmu "Dusza i ciało" /materiały dystrybutora

To się nazywa come back. Ildikó Enyedi wróciła za kamerę po 18 latach przerwy i od razu nakręciła film na miarę Złotego Niedźwiedzia w Berlinie. Nie mogło jednak być inaczej - "Dusza i ciało" to historia miłosna, w której nie sposób się nie zakochać.

Wizja Enyedi uwodzi za sprawą niepowtarzalnego klimatu, wytworzonego dzięki połączeniu baśniowości, humoru i liryzmu. Przy okazji reżyserka udowadnia, że dysponuje znakomitą wrażliwością na detal. Strzałem w dziesiątkę okazała się choćby decyzja, by jedną z kluczowych scen filmu zilustrować akurat hipnotyzującą balladą "What He Wrote" Laury Marling.

Wszystko to nie byłoby jednak ważne, gdyby "Dusza i ciało" nie przekonywała na płaszczyźnie czysto fabularnej. Dzieło węgierskiej reżyserki tylko z pozoru stanowi kolejny wariant zgranej opowieści o uczuciu łączącym dwójkę outsiderów. W rzeczywistości film Enyedi przypomina radykalną antytezę komedii romantycznej, nieco podobną do tej, którą udało się stworzyć Jeanowi - Pierre’owi Jeunetowi w niezapomnianym "Delicatessen". Wzorem francuskiego mistrza, węgierska twórczyni opowiada o miłości rodzącej się w niesprzyjających okolicznościach i stanowiącej jedyną wartość w zepsutym do cna świecie.

Reklama

Inaczej niż w konwencjonalnych "love stories", w filmie Enyedi bohaterowie nie są piękni i młodzi, lecz zmęczeni życiem, a ich spotkania, zamiast błyskotliwymi bon motami, pozostają wypełnione krępującą ciszą. Towarzyszący Marii i Endre marazm wydaje się udzielać całemu otaczającemu światu. Nie bez powodu akcja "Duszy i ciała" rozgrywa się akurat w rzeźni - nowoczesnym i sterylnym miejscu, w którym bez najmniejszych emocji doprowadza się codziennie do śmierci setek zwierząt.

Na szczęście reżyserka postanawia wywrócić funkcjonujący w ten sposób świat do góry nogami, a zracjonalizowaną do bólu przestrzeń uczynić królestwem surrealizmu. Wszystko za sprawą identycznego snu, który - niezależnie od siebie i ku zdumieniu otoczenia - zaczynają śnić bohaterowie. Choć podobny koncept może sprawiać wrażenie absurdalnego, w rzeczywistości wypada na ekranie zupełnie naturalnie. Dzieje się tak pewnie dlatego, że, zamiast brnąć w skomplikowane psychoanalityczne metafory, reżyserka sięga po szlachetną prostotę.

Sygnały wysyłane przez podświadomość zostają potraktowane przez Marię i Endre jako zachęta do podjęcia emocjonalnego ryzyka. Podobnie jak "Tamte dni, tamte noce" Luki Guadagnino, "Dusza i ciało" okazuje się opowieścią o odwadze, która ujawnia się czasem w najmniej spodziewanych okolicznościach. W przewrotnym filmie Enyedi potrzeba nietypowego snu, by odczuć wstrząs i wybudzić się z letargu.

8/10

"Dusza i ciało" (Testről és Lélekről), reż. Węgry 2017, dystrybutor: Aurora Films, premiera kinowa: 26 stycznia 2018 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Dusza i ciało
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy